FUNDACJA
W drugiej połowie XVII w. nad wschodnią i środkową Europą zawisło niebezpieczeństwo tureckie. Zdawano sobie sprawę, że jeżeli Turcy zdołają pokonać siły chrześcijańskie, islam zaleje cały kontynent. A owe siły chrześcijańskie były stosunkowo słabe i brakowało im zdolnego wodza.
Jan III Sobieski wiedział, że podejmuje ryzykowną walkę. Wiedziała o tym również królowa Marysieńka. Złożyła więc ślub, że sprowadzi do Polski benedyktynki Najświętszego Sakramentu, jeśli Bóg da królowi zwycięstwo. Znamy historię odsieczy wiedeńskiej. Maria Kazimiera dotrzymała danego Bogu słowa. Po długich, przez kilka lat ciągnących się negocjacjach, doszła do skutku fundacja klasztoru w Warszawie w 1687 r., z tytułem fundacji królewskiej.
Dlaczego wybór padł właśnie na benedyktynki od Nieustającej Adoracji? Królowa musiała wiele o nich słyszeć, siostra jej szwagra bowiem, Anna Berta de Béthune, ksieni benedyktyńskiego opactwa w Beaumont-les-Tours, była związana najściślejszą przyjaźnią z matką Mechtyldą. Marii Kazimierze przyświecał podwójny cel: zapewnienie “domowi królewskiemu” łask nieba dzięki modlitwom zanoszonym w tej intencji przez mniszki oraz wychowanie panien z domów szlacheckich. W dniu 22 sierpnia 1687 r. – była to oktawa Wniebowzięcia NMP, data zapewne nieprzypadkowa – wyruszyły w drogę fundatorki z dwóch istniejących wówczas w Paryżu klasztorów oraz z klasztoru w Toul. Przez Rouen, gdzie dołączyły do nich jeszcze dwie mniszki, udały się do nadmorskiego sanktuarium Matki Bożej w Honfleur, po czym drogą morską, nie pozbawioną przygód i trudów, do Gdańska. Podróż lądem była niemożliwa ze względu na wrogie nastawienie do katolików protestanckiej ludności krajów, przez które musiano by przejeżdżać. W Gdańsku nastąpił prowizoryczny wybór przeoryszy, po czym całe grono, złożone z 14 zakonnic i postulantki, nie licząc towarzyszących im osób świeckich, udało się królewskimi karocami do Warszawy. Zakonnice spodziewały się, że znajdą już przygotowany na ich przyjęcie klasztor, lecz spotkał je zawód. Nie było jeszcze niczego i na razie umieszczono je na Zamku. Tu, po przystosowaniu przydzielonych im pomieszczeń do wymagań życia zakonnego, spędziły osiem miesięcy w oczekiwaniu na własny kąt. Wreszcie w sam dzień Nowego Roku 1688 rozpoczęły w kaplicy zamkowej uroczyste chóralne odprawianie brewiarza i nieustającą adorację Najświętszego Sakramentu. Na Zamku przyjęły na wychowanie pierwsze pensjonarki.
Dyplom fundacyjny wystawiony przez królową, podkreślając główne zadanie mniszek: nieustającą dniem i nocą adorację wynagradzającą Najświętszego Sakramentu, zobowiązywał je ponadto, jak już wspomnieliśmy, do modlitwy za króla, za “dom królewski i za wszystkie stany” oraz do wpajania “pannom świeckim pobożności chrześcijańskiej i uczciwości obyczajów”. Według tegoż dyplomu w skład zgromadzenia warszawskiego miało wchodzić zawsze osiem zakonnic Francuzek, celem wyuczenia pensjonarek języka francuskiego. Po śmierci mniszek francuskich z pierwszej generacji zakonnej przestano się liczyć z tym warunkiem. Zadanie uczenia języka francuskiego przejęły Polki. Pracy wychowawczej zakonnic poświęcimy za chwilę parę słów. Tu należy tylko zaznaczyć, że m. Mechtylda nigdy nie stawiała swojemu Instytutowi za cel, nawet drugorzędny, kształcenia młodzieży. Zgodnie ze zwyczajem panującym w XVII w. w wielu zakonach, zezwalała na przyjmowanie pensjonarek w bardzo ograniczonej liczbie, jeżeli zmuszała do tego konieczność, ale pod warunkiem, że nie będzie to w niczym kolidowało z celem benedyktynek od Nieustającej Adoracji: życia poświęconego całkowicie adoracji i kontemplacji, w odseparowaniu od świata przez ścisłą klauzurę. Ponieważ królowa uczyniła wychowanie dziewcząt jednym z warunków fundacji, m. Mechtylda przyjęła go, bo dla niej był on tylko środkiem do wprowadzenia nieustającej adoracji i kultu eucharystycznego w Polsce. W akcie erekcji klasztoru warszawskiego wydanym przez biskupa Witwickiego 4 czerwca 1688 r., zamiast dość długiej nazwy oficjalnej “Benedyktynki od Nieustającej Adoracji” użyto po raz pierwszy skrótu “Sakramentki”. Nazwa ta kojarząca się z nazwą świec używanych przy wystawieniu Najświętszego Sakramentu, wkrótce tak się przyjęła, że po pewnym czasie wśród ludności Warszawy, a nawet wśród kleru mało kto wiedział, że w stolicy istnieje klasztor benedyktynek.
27 czerwca 1688 r. nastąpiło uroczyste przeprowadzenie mniszek do nowej siedziby, w procesji z Najświętszym Sakramentem, z udziałem króla Sobieskiego, królowej Marii Kazimiery, dworu oraz licznych rzesz ludności. Fakt charakterystyczny dla epoki: przed zamknięciem klauzury królestwo wyprawili w klasztorze kilkugodzinną, huczną ucztę.
Klasztor na Nowym Mieście nie był podobny do klasycznych czworobocznych budowli tego typu. Składał się z kilku obiektów: z murowanego pałacu Kotowskich przystosowanego do potrzeb życia klasztornego oraz z kilku budynków drewnianych położonych w dużym ogrodzie opadającym tarasami ku Wiśle. Nową budowlą był kościół pod wezwaniem św. Kazimierza, patrona Marii Kazimiery Sobieskiej. Nieduży, ale bardzo harmonijny, zaprojektowany został przez znanego architekta Tylmana z Gameren.
Bezzwłocznie po zainstalowaniu się w klasztorze, bo już w święto Nawiedzenia NMP, 2 lipca 1688 r., nowo obrana przeorysza, m. Radegunda de Beauvais, wymogła na Sobieskich pisemne potwierdzenie aktu obioru Matki Bożej na jedyną Ksienię klasztoru. Był to zwyczaj wprowadzony przez m. Mechtyldę do wszystkich zakładanych przez nią klasztorów; przywiązywała do niego wielką wagę. O tym zwyczaju, którego początki sięgały tradycji kluniackiej, wspominał papież Paweł VI w alokucji do ksień benedyktyńskich, 29. X. 1966 r.
“Opowiada historia, że istniał swego czasu we Francji sławny klasztor benedyktyński w Marcigny, założony w XI w., a pochodzący od Cluny. (…) Liczba zakonnic w tym klasztorze była ustalona na 99 (nie było to jakimś marzeniem sennym) po to, aby zostawić setne miejsce, które w chórze i w refektarzu było pierwszym, dla niewidzialnej Ksieni, Najświętszej Maryi Panny.”
Ten zwyczaj obioru Matki Bożej na Najwyższą Ksienię, zachowany do dzisiaj w klasztorach Instytutu Nieustającej Adoracji, jest nieodzownym warunkiem ich przynależności do tegoż Instytutu. Był on aktem pobożności, bo znane jest gorące nabożeństwo m. Mechtyldy do Najświętszej Maryi Panny oraz jej troska o oddanie Instytutu jako całości, każdego w nim klasztoru i każdej mniszki pod władzę i opiekę Maryi. Praktycznym owocem tego aktu było też zabezpieczenie klasztorów przed niebezpieczeństwem “komendy” – obsadzania urzędu ksieni przez protegowanych króla, osoby najczęściej zupełnie nieodpowiednie, nie będące nawet zakonnicami.
XVIII WIEK
Pierwsze lata młodej fundacji były na pewno trudne. Wpływały na to różne przyczyny. Zgromadzenie składało się z członkiń należących do dwóch bardzo różniących się od siebie narodowości. Różnice kultury, obyczaju i gustów nie mogły nie powodować różnic poglądów. Trud dopracowywania się własnego, jednolitego oblicza i postępujący proces polonizacji z konieczności musiał powodować tarcia nawet przy najlepszej woli obu stron. Francuzki dawały z siebie maksimum, lecz było im tak trudno przywyknąć do obcych warunków, że wiele spośród nich, zwłaszcza starsze – po paru latach powracały do Francji. Na ich miejsce przyjeżdżały inne, większość też tylko na pewien okres czasu. Do śmierci pozostało w Polsce zaledwie kilka. Z kronik klasztornych wiadomo, że były to zakonnice bardzo mocne wewnętrznie, zdolne do podjęcia ciężaru wyrzeczeń, jakich wymagało zakorzenienie na gruncie polskim. Trud ten podjęły, wychowały pierwsze pokolenia mniszek i nie cofnęły się przed przygotowaniem “ery polskiej”. Wśród tych zakonnic na pierwszym miejscu figuruje nazwisko m. Scholastyki od Jezusa (Anieli Brenot). Przyjechała jako nowicjuszka i spędziła w klasztorze warszawskim 71 lat. Spośród nowicjuszek Francuzek, które w 1689 r. otrzymały – już w Warszawie – habit, wyrosły wzorowe mniszki, filary zgromadzenia. Cztery spośród nich pozostały aż do śmierci w Warszawie, piąta zaś zaliczona zastała do grona fundatorek klasztoru lwowskiego.
Trzeba jednak przyznać, że w pierwszych latach powołań polskich zgłaszało się mało. W ciągu 23 lat złożyły profesję zaledwie cztery Polki. Dwie z nich, oddane do pensjonatu klasztornego jako dzieci, były bardzo zżyte z klasztorem, nic więc dziwnego, że ten właśnie dom sobie obrały. Jedną z nich była m. Maria Kazimiera Potocka, współzałożycielka fundacji we Lwowie, a potem długoletnia przeorysza w Warszawie. Za rządów tej wybitnej mnniszki, w latach 1730-1745, posypały się profesje Polek. Przyjęła ich aż 25.
Matka Kazimiera, bardzo gorliwa o kult Najświętszego Sakramentu, przyczyniła się do jego rozszerzenia w stolicy przez współpracę przy założeniu Arcybractwa Najświętszego Sakramentu. Wprowadziła też publiczną adorację w kościele w dniach wystawienia Najświętszego Sakramentu przewidzianych przez konstytucje. Brak nam dokumentów dających wgląd w kształtowanie się profilu duchowego zgromadzenia warszawskiego. Wiemy, że nie posiadało ono odpowiednika w żadnym zakonie męskim, który by mu zapewnił oparcie i jemu właściwy kierunek duchowy. Z dużą swobodą korzystano z pomocy kapłanów diecezjalnych oraz różnych zgromadzeń, nie wiążąc się trwale z żadnym.
W XVIII w., jeżeli nie czerpano ducha monastycznego poprzez pisma m. Mechtyldy – dostępne wówczas niemal wyłącznie w rękopisach – to sięgano do niego bezpośrednio, za pomocą lektury. Czytywano wartościowe komentarze do Reguły. Zachował się w klasztorze warszawskim komentarz historyczny do Reguły Dom Calmeta (Paryż 1734), ascetyczny – opata de Rancé (Paryż 1689), a także kilka ocalałych ze zniszczeń 1944 r. medytacji o Regule (z XVIII w. w języku polskim). Czytano żywoty ojców pustyni, a także świętych mnichów i mniszek benedyktyńskich.
Stosunki z polskimi benedyktynami i benedyktynkami były przyjazne. Zawierano umowy o wspólnocie dóbr duchowych, tzw. filadelfie. Zachowały się szczegóły odnośnie do trzech takich filadelfii: z opactwem w Sieciechowie, z benedyktynami płocko-pułtuskimi, i – najwcześniejsza – z opactwem PP. Benedyktynek w Sandomierzu z r. 1703. Ze względu na oryginalny język i pisownię pozwalamy sobie zacytować ją tak, jak przekazana została w książce Benedyktynki od Nieustającej Adoracji w Warszawie (Warszawa 1938). Oryginał, niestety, spłonął w powstaniu 1944 r.
Anna z Brzezia Chrząstoska [sic] Xieni Sandomierska Reguły świętego Oica Benedicta de Cassno [sic] Świątobliwemu całemu Warszawskiemu Zgromadzeniu Ichmościom Pannąm Sakramentkom Nazwanęm Pod Regułą spólną tegosz Oica Świętego Benedicta zostającęm Siostrą naszęm w Bogu kochnęm Pokój od Pana Chrystusa y Błogosławieństwo nasze zasełamy Aponiewaz ten iest cel wszystkiey Zakonności Naszey żebyśmy iako nay skuteczniey Panu Bogu służyli który że iest dobręm szczeręm udzielanęm więc y my naturą iego Boską się rządząc Ile możemy udzielamy zmiłości naszey Siestrzeński Świątobliwościąm waszem skarbów Chrystusowych nam przy Reformacii Reguły naszey od Świętey stolicę Apostolskiey nadanych Uczestniczkami wm czyniąc y przymuiąc wiecznemi czasy do wszystkich zasług y dobrych uczynków y iedności zażywota y Pośmierci do obligu wedle Reguły s. Z miesca naszego: Przytęm pokornie prosiemy o wzaiemny skutek zmiłości Siestrzeński przes Podobną kartę okreśąny oco i powtórnie prosząc Jezdeśmy Świątobliwości WM w Panu Bogu kochaiące Siostry Niegodne Bogomódlce Moiem i Całego zgromadzenia Imieniem Anno Dom: 1703 Die 10 Septeb.
Anna Chrząstowska Xieni Conventu Sandomirskiego Reguły S B
Widać z tego, że benedyktynki ad Nieustającej Adoracji zostały przyjęte przez rodzinę polskich mnichów i mniszek jak siostry. Że zaś owe układy miały charakter braterski, a nie stanowiły o jakimś rodzaju filiacji czy zależności jurysdykcyjnej, możemy wnioskować, że polskie sakramentki trzymały się nadal tej tradycji benedyktyńskiej, z której wyszły, tj. benedyktynizmu lotaryńskiego i francuskiego z XVII w., reprezentowanego przez kongregacje św. Wanna i św. Maura.
Początki XVIII w. zaznaczyły się w Warszawie klęską zarazy. W przeddzień śmierci przeoryszy m. Zuzanny od Męki Pańskiej (de Bompard) – dawne kroniki klasztorne informowały, że dobrowolnym aktem złożyła swoje życie Bogu w ofierze celem uproszenia ustania zarazy – Strażnikowa Koronna Potocka zabrała z pensjonatu swoje córki i udała się z nimi do Jarosławia. Z Potocką wyjechały także trzy mniszki, do których wkrótce przyłączyły się dalsze. Parę lat później, w 1719 r. kilka zakonnic z tej grupy dało początek klasztorowi lwowskiemu. Reszta powróciła do Warszawy. Tułaczka trwała cały rok. W klasztorze warszawskim pozostało przez ten czas zaledwie pięć mniszek. W niezmiernie trudnych warunkach (po zarazie nastał głód) udało się im nie tylko przetrwać, ale utrzymać odmawianie brewiarza w chórze oraz nieustającą, we dnie i w nocy, adorację Najświętszego Sakramentu. Po powrocie sióstr otwarto znowu pensjonat, który szybko się zapełnił.
PENSJONAT
Jak już mówiliśmy, jednym z postawionych przez Marię Kazimierę Sobieską przy fundacji warszawskiej warunków, było wychowanie dziewcząt z rodzin szlacheckich. Benedyktynki starały się uczynić mu zadość, zachowując jednocześnie wierność przepisom m. Mechtyldy, mającym na celu zabezpieczenie ciszy i czasu dla swobodnego oddawania się modlitwie. Jednak nie było łatwo odmówić licznym napływającym zgłoszeniom. Toteż trzeba przyznać, że liczebność pensjonatu nieraz była wyższa, niżby sobie tego życzyła m. Mechtylda.
Konstytucje i szczegółowe przepisy m. Mechtyldy co do prowadzenia pensjonatu odzwierciedlają ducha Reguły i zadziwiają zmysłem pedagogicznym, dobrocią i umiarem – a także dbałością o stan zdrowia uczennic, o odżywianie i higienę. Styczność z “elewkami” miały tylko zakonnice wyznaczone jako wychowawczynie i nauczycielki. Reszta zgromadzenia prawie że nie widywała dziewczynek, mieszkających zresztą w osobnym budynku. Przez cały XVIII w. zakonnice uczyły same. Potem trzeba było zacząć przyjmować siły świeckie: od pensji wymagano coraz wyższego poziomu nauk. Z “wychowania domowego” przeradzała się pensja w szkołę w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Programami nauk pensji żeńskich zajmowała się nawet Komisja Edukacji Narodowej. Po powstaniu listopadowym, na mocy rozporządzenia władz, były zakonnice zmuszone otworzyć swoją szkołę także dla eksternistek, a wykładać mogli jedynie profesorowie wyznaczeni przez Komitet Oświecenia. Ten stan rzeczy coraz mocniej ciążył siostrom, gdyż stawał się dysonansem i utrudnieniem w wypełnianiu ich obowiązków jako zakonnic kontemplacyjnych i klauzurowych. Ponieważ jednak po rozbiorach, a jeszcze bardziej po powstaniu 1831 r., szkoła dostała się pod ścisły nadzór zaborców, mniszki nie miały możliwości swobodnie zadysponować losem zarówno szkoły jak pensjonatu. Musiały się pogodzić z ich istnieniem w murach klasztornych i ze związanymi z tym uciążliwościami. Pocieszała je myśl, że szkoła potajemnie wychowywała i kształciła dziewczęta w duchu patriotycznym i religijnym.
Na krótko przed powstaniem styczniowym przebywały w pensjonacie jako uczennice Maria Wasiłowska (Konopnicka) i Eliza Pawłowska (Orzeszkowa). Ta ostatnia aż pięć lat. I chociaż Orzeszkowa ciepło wspomina okres pobytu na pensji PP. Sakramentek, można z jej refleksji zorientować się, jak bardzo nowe czasy domagały się nowych metod wychowania i wykształcenia. Dawne zakony spełniły już swoją rolę w tej dziedzinie, toteż gdy w roku 1865 rząd carski zamknął pensję – była to represja za patriotyczną postawę zakonnic – mogły one oddać się wyłącznie i niepodzielnie swojemu powołaniu: kontemplacji i adoracji Tajemnicy Eucharystycznej. Przestawiły się łatwo, mimo że utrata pensji stanowiła poważne podcięcie stanu materialnego klasztoru.
REZYDENTKI
Od niepamiętnych czasów fundatorom i dobrodziejom klasztorów przysługiwały pewne przywileje. Wolno im było na przykład przebywać okresowo w “swoim” klasztorze, na starość mogli tam na stałe zamieszkać, a po śmierci zostać pochowani w kościele klasztornym, w stroju zakonnym. Już za życia zresztą przyjmowali często – przynajmniej w jakimś stopniu – klauzurę i habit. Te osoby nie składały jednak ślubów zakonnych w ścisłym sensie. Przy klasztorze warszawskim mieszkały w ciągu XVIII, a nawet aż do połowy XIX w., takie rezydentki. Pierwszą z nich była królewiczowa Konstantowa Sobieska (Maria Józefa hr. Wessel). Wychowanka sakramentek, powróciła do nich na czas trwania smutnego procesu o uznanie nieważności jej małżeństwa z królewiczem Konstantym. Potem, już jako wdowa, znowu powróciła, by pozostać przy klasztorze do śmierci. O innych rezydentkach niewiele wiemy. Pobyt ich w osobnych mieszkaniach przyległych do klauzury w niczym nie naruszał spokoju i porządku w klasztorze.
CZAS ROZBIORÓW
Sakramentki stały się z biegiem lat cząstką Warszawy: uczestniczyły w doli i niedoli narodu i miasta z całym im właściwym zaangażowaniem, to jest przez modlitwę, ofiarę, a także w miarę swoich możliwości przez pomoc materialną, np. gdy trzeba było wspomóc insurekcję kościuszkowską oraz w innych podobnych potrzebach.
Ciekawym i przypuszczalnie wzbogacającym momentem był roczny pobyt w klasztorze na Nowym Mieście całego zgromadzenia SS. Wizytek, których klasztor zajęto na szpital wojskowy w r. 1807, gdy Warszawa wzięta była przez wojska napoleońskie. Bliskie i przyjazne stosunki nawiązały się też między sakramentkami a redemptorystami. Zamieszkali oni przy kościele św. Benona graniczącym z murem klauzurowym zakonnic. Wieść niesie, że mniszki chętnie słuchały z ogrodu klasztornego kazań głoszonych przez misjonarzy Warszawy, a w szczególności przez św. Klemensa Hofbauera, który nieraz spieszył klasztorowi z kapłańską posługą lub z dobrą radą.
Dość głośnym wydarzeniem stało się wstąpienie do warszawskiego klasztoru Ludwiki Adelajdy księżniczki de Bourbon-Condé. Po długiej tułaczce w okresie rewolucji francuskiej przybyła ona na koniec do Warszawy. Od wczesnej młodości nosiła się z zamiarem wstąpienia do zakonu. Podjęte w tym kierunku próby nie powiodły się jednak ze względu na burzliwe czasy zmuszające księżniczkę do częstych zmian miejsca pobytu. W klasztorze warszawskim złożyła profesję pod imieniem s. Marii Józefy od Bożego Miłosierdzia. Przeżyła tu kilka lat pełniąc funkcje mistrzyni pensjonatu. Gdy tylko warunki na to pozwoliły, przez Anglię powróciła do Francji i założyła w Paryżu nowy klasztor Benedyktynek od Nieustającej Adoracji. Z całą świadomością wybrała na ten cel pałac Saint Louis du Temple przy Rue Monsieur, w którym podczas rewolucji przebywał jej kuzyn, Ludwik XVI. Czuła do tego miejsca ogromną odrazę, łączyło się z nim zbyt wiele bolesnych wspomnień. Ale matka Józefa sama przejęta na wskroś ideą wynagrodzenia, postanowiła uczynić z Saint Louis centrum modlitwy i przebłagania. Ten właśnie klasztor został wsławiony w powieściach Hugo i Huysmansa. Dzięki klasztorowi przy Rue Monsieur stał się klasztor warszawski (przez m. Józefę profeskę warszawską) korzeniem linii genealogicznej następujących klasztorów francuskich: Mas-Grenier (Tuluza), Notre Dame d’Orient i Erbalunga (Korsyka).
Na kilka lat przed powstaniem styczniowym, w 1858 r., zakonnice przeżyły radość z niecodziennej wizyty. Odwiedził je Dom Pitra (późniejszy kardynał), mnich z Solesmes. Gość widząc trudne położenie mniszek ofiarował im swoją pomoc. Poprosiły więc o brewiarze monastyczne, bo zaczynało ich już brakować, a nie były w stanie sprowadzić nowych. Radość była wielka, gdy je otrzymały.
Z inspiracji Dom Guérangera utworzono nieco później przy klasztorze oblaturę benedyktyńską (1864 r.), na wzór oblatur powstających wówczas na Zachodzie. Przyczyniła się ona bardzo do poznania idei benedyktyńskiej przez ludzi świeckich.
Pod zaborem pruskim i rosyjskim wzrastał ucisk. Każdy zryw Polaków ku wolności wywoływał nową falę prześladowań, konfiskat, zsyłek i prób wynarodowienia. Ponieważ ostoją polskości był Kościół katolicki, poddawano szczegółowemu nadzorowi majątek kościelny i działalność religijną. Odczuł to mocno klasztor warszawski. Kontrole skarbowe i kontrole ministerstwa oświaty w szkole stawały się coraz częstsze. W końcu, w 1865 r., rząd carski nie tylko zamknął pensjonat i skonfiskował należącą do klasztoru kamienicę oraz zagarnął kapitały powstałe z posagów zakonnic, ale – i to było najstraszniejsze – wydał zakaz przyjmowania do nowicjatu, czyli skazał klasztor na powolne wymarcie. W tym tragicznym położeniu mniszki obrały na przeoryszę, po raz piąty, m. Augustynę Gołębiowską, której rodzina była znana ze swoich powiązań z powstaniem. Generał-gubernator postanowił więc narzucić klasztorowi swoją kandydatkę (jedną z trzech zakonnic przedstawionych mu przez kapitułę zgromadzenia). Taka procedura była bez precedensu i nie mieściła się zupełnie w ramach Reguły ani konstytucji, gwarantujących wolny wybór przeoryszy. Zakonnice, za radą biskupa Rzewuskiego, wybrały drogę pośrednią: przeprowadziły ponowną elekcję, ale same obrały odpowiadającą im kandydatkę, z pominięciem decyzji gubernatora. Ten pozbawił je przez rok wypłaty należnych im funduszy, przez co wtrącił je w nędzę. Biskup Rzewuski za wydanie pozwolenia na elekcję oraz za inne “przestępstwa” został zesłany do astrachańskiej guberni, a kapelana klasztornego osadzono w więzieniu.
Chociaż po roku sprawy materialne zostały jako tako uregulowane, to jednak klasztor był formalnie skazany na zagładę. Car odrzucał wszelkie prośby o zezwolenie na przyjęcie choćby jednej osoby do zakonu. Taki stan trwał przez 40 lat, aż do ukazu tolerancyjnego Mikołaja II w 1905 r. Zresztą ukaz ten nie był “darowaniem” prawdziwej wolności, lecz tylko częściową “amnestią” okoloną mnóstwem restrykcji. Liczba zakonnic na przykład nie mogła przekraczać 14 osób, a te znów nie mogły składać ślubów przed ukończeniem trzydziestego roku życia. Na profesję trzeba było uzyskać pozwolenie władz. Podobnemu nadzorowi podlegał majątek klasztorny. Ile cierpienia, ile zawierzenia wbrew wszelkiej nadziei, ile heroicznego poddania się woli Bożej wypełniło te 40 długich lat – możemy się tego tylko domyślać.
Mniszki usiłowały za wszelką cenę utrzymać odmawianie brewiarza w chórze i nieustającą adorację. Zgromadzenie starzało się jednak i wymierało, i nadszedł dzień, kiedy trzeba było zrezygnować ze wspólnego odprawiania jutrzni. Do końca jednak udało się utrzymać wspólną recytację brewiarzowych godzin dziennych. Problem adoracji został rozwiązany w ten sposób, że od 1897 r. zaczęto przyjmować tzw. “wiktymy”- pobożne osoby, których zadaniem było obsadzenie wakujących godzin adoracji. Nigdy nie było “wiktym” na raz więcej niż cztery. Pozostałe godziny adoracji odprawiały z całym poświęceniem mniszki staruszki. W 1905 r. niektóre z “wiktym” rozpoczęły regularne życie zakonne. Powoli zaczęły napływać i inne powołania. Sytuacja klasztoru była jednak bardzo trudna. Stan materialny pozostawiał dużo do życzenia: dochody niewystarczające, budynki w rozpadzie. Staruszki, które dożyły otwarcia nowicjatu, utrzymały wprawdzie znajomość tradycji Instytutu i umiłowanie jego zadań, nie były już jednak zdolne do poprowadzenia interesów – mocno pogmatwanych. Istniały też zbyt wielkie różnice między nimi a zgłaszającym się pokoleniem. 40 lat – to była cała epoka, jeśli idzie o zmiany, jakie się wówczas w świecie dokonały. Podczas I wojny światowej znowu przybyło dziewięć powołań. Dawne zakonnice usiłowały przekazać młodym to, co uważały za najcenniejsze, ale daleko było do normalnej formacji zakonnej.
Pod rządami Niemców, którzy zajęli Warszawę w sierpniu 1915 r., niewiele się dla sióstr zmieniło. Niemcy grabili, co się dało, nie oszczędzając nawet piszczałek organowych.
W WOLNEJ POLSCE
W parę lat po wojnie nastała inflacja i sakramentki bardzo musiały się trudzić, by zapewnić sobie najskromniejsze utrzymanie przez podejmowanie różnych prac. Wtedy pospieszyły im z pomocą zagraniczne klasztory Instytutu, napłynęły też ofiary z Belgii dzięki staraniom Dom Thibaut z Maredsous, który bardzo wziął sobie do serca sprawę warszawskich mniszek. Mimo to nad klasztorem zawisło nowe niebezpieczeństwo – tym razem ze strony władz kościelnych. Biorąc pod uwagę opłakany stan materialny i personalny klasztoru (brakowało osób zdolnych do obsadzenia ważnych dla funkcjonowania i rozwoju klasztoru urzędów), można było zwątpić w celowość jego dalszego istnienia. Powstał zatem projekt przekazania go innemu, młodemu i żywotnemu zgromadzeniu. Sakramentkom chciano zapewnić spokojne dożywocie w wydzielonej im części domu. Wówczas mniszki, wstrząśnięte, zwróciły się do Rzymu i sprawa upadła. W 1924 r. zaczęto znowu wypłacać zakonnicom miesięczną pensję, a za radą kard. Kakowskiego otwarto opłatkarnię. Dzięki temu poprawił się stan majątkowy, ale pozostawała nie rozwiązana sprawa personalna. Zwrócono się do opactwa w Staniątkach i stamtąd przybyła czterdziestoletnia energiczna m. Janina Jadwiga Byszewska. Było to w 1927 r. Od tej chwili datuje się szybkie odradzanie klasztoru.
Powołania zgłaszały się coraz liczniej. Można było coraz uroczyściej odprawiać liturgię przez stopniowe wprowadzanie chorału gregoriańskiego. Od 1 marca 1933 r. wprowadzono też codzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu. Na jubileusz 250-lecia istnienia kościół i klasztor zostały odrestaurowane. W jubileuszowym roku 1938 wydana została książka Benedyktynki od Nieustającej Adoracji w Warszawie. Mimo przestarzałego stylu jest ona dzisiaj niezmiernie cennym, bo jednym z bardzo nielicznych źródeł informacji o historii klasztoru od chwili jego założenia, archiwa klasztorne bowiem spłonęły prawie doszczętnie w 1944 r. Podobny los spotkał i inne archiwa, w których można było znaleźć wzmiankę o fundacji na Nowym Mieście. Tymczasem jednak zdawało się, że wreszcie nastała era nie tylko spokoju, ale i rozkwitu.
POWSTANIE WARSZAWSKIE
W rok później, we wrześniu 1939 r., Warszawa przeżywała tragiczne dni. Znamy historię okupacji, nie będziemy jej tu powtarzać. Znowu zakonnice żyły w twardych warunkach, w niepewności jutra, przygniecione nieszczęściem Ojczyzny. W poczuciu bezsilności własnej mogły tylko modlić się i współczuć z umęczonym narodem. I – pogłębiać się w zrozumieniu swojego wynagradzającego powołania.
Rok 1944 zastał dużą grupę mniszek o mocnej formacji, przez swoje powołanie oddanych Bogu na śmierć i życie, gotowych podjąć każdą ofiarę. Z chwilą wybuchu powstania sakramentki okazały gotowość pomocy i wszelkich poświęceń dla powstańców i ludności cywilnej. Otwarto klauzurę, by przyjąć szpital powstańczy i mieszkańców Starówki szukających schronienia w piwnicach klasztornych i w krypcie pod kościołem. Mniszki zaopiekowały się ludnością i zorganizowały dożywianie, póki starczyło zapasów. Wreszcie po miesiącu męczarni w “piekle”, jakim stała się Starówka, w dniu 31 sierpnia 1944, na skutek bombardowania – zresztą zapowiedzianego przez Niemców w razie nieprzejścia zakonnic na stronę niemiecką – zginęło pod gruzami klasztoru i kościoła 36 mniszek, 4 księży i około 1000 osób spośród ludności cywilnej. Historia sakramentek oraz ich dobrowolnego aktu, przez który oddały swoje życie Bogu w ofierze, stała się znana. Wiele o niej mówiono i pisano, wspomniał o niej także Jan Pawel II w katedrze warszawskiej 8 czerwca 1987 r. Rozpatrzmy na tym miejscu jeszcze raz tę sprawę od strony czysto religijnej.
Nie można przeoczyć faktu, który powraca jak refren w historii klasztoru warszawskiego. Począwszy od nie należącej formalnie do Instytutu Nieustającej Adoracji ksieni Anny Berty de Béthune, która miała uczynić akt ofiary ze swego życia w intencji doprowadzenia do pomyślnego skutku fundacji warszawskiej i zmarła młodo, po cierpieniach, które zjednały jej przydomek “Lidwiny z Tours” – aż do powstania warszawskiego i dalej. Przez określenie “ofiara z życia” należy rozumieć propozycję uczynioną Bogu, wyrażającą gotowość na przyjęcie przedwczesnej śmierci w charakterze ofiary zastępczej, w intencji przebłagalnej za grzechy lub w celu uproszenia jakiejś łaski (pokoju, oswobodzenia Ojczyzny itp.). Praktyka ta znana jest w Kościele i nie stanowi wyłącznej domeny sakramentek. Chcąc to zjawisko należycie ocenić, trzeba do niego podejść bardzo rzeczowo.
W przypadku sakramentek należy się przede wszystkim odwołać do Reguły benedyktyńskiej. Już wiemy, że w XVII w. stanowiła ona nie tylko zbiór przepisów, ale była vademecum życia duchowego mnichów, że interpretowano ją w duchu najwyższych wymagań. I dzisiaj wiemy, że ambicją św. Benedykta było poprowadzić swoich mnichów “za przewodem Ewangelii” do uczestnictwa w Męce Chrystusa i dopiero przez Krzyż do zmartwychwstania. W tym ujęciu staje się jasne, że benedyktynki, których całe życie koncentruje się na Ofierze Eucharystycznej, sięgały w swoich przemyśleniach poza znaki i poza ryt, do samej istoty Eucharystii: do odkupieńczej Męki Chrystusa i do naszego w niej uczestnictwa. Forma tego uczestnictwa może być różna. W Instytucie Nieustającej Adoracji, na zasadzie powinowactwa idei uprzywilejowaną formą stał się dar z życia. Zresztą bez wyraˇnego aktu składa przecież ten dar Bogu każdy chrześcijanin dzięki sakramentowi chrztu. Fakt tak często powtarzającego się w klasztorze warszawskim daru z życia jest zatem normalną konsekwencją powszechnego kapłaństwa wiernych, przeżytą może bardziej świadomie i z większym “natężeniem” według specyfiki własnego powołania, formą “umiłowania do końca”.
Powróćmy do nielicznej grupy sióstr pozostałych przy życiu: 9 zakonnic z przeoryszą na czele i 3 postulantki. Rozpoczęła się dla nich uciążliwa tułaczka przez obóz w Pruszkowie do Łowicza do SS. Bernardynek, a potem do opactwa w Staniątkach.
WSKRZESZENIE KLASZTORU WARSZAWSKIEGO
Myśl o powrocie i odbudowie nie opuszczała sakramentek. Gdy tylko okazało się to możliwe, wróciły, zatrzymując się prowizorycznie w Otwocku. Rozpoczęły się pierwsze prace na ruinach, a jednocześnie zaczęły się zgłaszać liczne powołania z całej Polski. Pod koniec 1946 r. można się już było przenieść do Warszawy. Odbudowa postępowała powoli ze względu na niewystarczające środki materialne.
Powojenne pokolenie zakonne rozwijało się w nietypowych warunkach. Zazwyczaj, młoda dziewczyna wstępując do zgromadzenia zakonnego “wsiąka” w nie, przejmując bezwiednie z otoczenia ducha reguły i zwyczaje zakonne. W przypadku sakramentek sytuacja była zupełnie odmienna: na 9 starszych zakonnic (nie liczymy ocalałych z powstania 3 postulantek, bo dla nich nie skończył się jeszcze okres formacji) przypadało około 30 postulantek i nowicjuszek przybyłych ze wszystkich stron Polski. Najistotniejszą sprawą dla ich formacji była pomoc w zadzierzgnięciu poufnej, osobistej relacji z Bogiem, w myśl Reguły: czy prawdziwie Boga szuka i czy jest gorliwa w służbie Bożej. Szczególny nacisk był położony na modlitwę liturgiczną i osobistą oraz na ukierunkowanie się na Tajemnicę Eucharystii.
W r. 1951 umiera matka Byszewska, a przeoryszą zastaje matka Celestyna Wielowieyska. W jesieni 1952 r. został oddany do użytku kościół – chociaż wykończenie jego wnętrza trwało jeszcze przez długie lata. Jednocześnie przeżył klasztor wielką uroczystość domową: pierwszą konsekrację dziewic, której dokonał ks. Prymas Stefan Wyszyński. Było to jakby świadectwem dojrzałości pierwszego powojennego pokolenia benedyktynek od Nieustającej Adoracji. Konsekrowane zostały 24 mniszki.
Ze względu na stan prac przy odbudowie nie można było od razu wrócić do ścisłej klauzury papieskiej, przerwanej od 1944 r., od powstania warszawskiego. Siostry bardzo tego jednak pragnęły, świadome, że zwlekanie z założeniem klauzury może wywrzeć niepożądany wpływ na ich życie kontemplacyjne. Gdy tylko warunki pozwoliły, klauzura została przywrócona. Stało się to 24 marca 1956 r.
Wcześniej, bo w 1954 r., młode zgromadzenie głęboko przeżyło zetknięcie się z relikwiami zgromadzenia, które zginęło pod gruzami. Ekshumacji szczątków dokonano w lipcu, a 31 sierpnia 1954 r., dokładnie w dziesiątą rocznicę katastrofy, odbył się uroczysty pogrzeb sióstr w krypcie pod kościołem, na miejscu ich śmierci. Mimo stopniowego rozbudowywania się klasztoru panowała ciasnota nie do opisania, a nowe powołania wciąż napływały. Powzięto więc myśl o nowej fundacji. Projekt ten długo dojrzewał, wreszcie jednak skrystalizował się na tyle, że można było zacząć konkretne przygotowania. I tak w latach 1956-1959 powstał klasztor w Siedlcach.
W 1962 r., odpowiadając na życzenie Stolicy Św., benedyktynki od Nieustającej Adoracji trzech polskich klasztorów utworzyły własną Federację Polską. Uwieńczeniem pierwszego, zasadniczego etapu restauracji klasztoru i kościoła było poświęcenie tego ostatniego przez ks. kardynała prymasa Stefana Wyszyńskiego 19 maja 1975 r. Była to druga konsekracja świątyni na Nowym Mieście. Pierwsza miała miejsce w 1715 r.
Obchodzony w 1988 r. jubileusz 300-lecia nieustannej, dniem i nocą adoracji Najświętszego Sakramentu i obecności benedyktynek Sakramentek w Polsce był świadectwem żywotności i aktualności charyzmatu, a także ich trwałego miejsca w duchowym pejzażu naszej Ojczyzny.
Więcej informacji: