V Międzynarodowy Kongres Oblatów – Rzym 2023
Realizacja powołania oblata w XXI wieku
Opat Donato Ogliari OSB
1. Jak możemy czerpać z mądrości Reguły w codziennym życiu?
Mówiąc o mądrości w Regule św. Benedykta, należy spojrzeć wstecz, odszukać kontekst doczesny i egzystencjalny, do którego odwołują się zawarte w Regule normy, upomnienia i zachęty. Aby zrozumieć tekst z szóstego wieku, adresowany do wspólnoty monastycznej, należy zupełnie, o ile to możliwe, uwolnić się od własnych uprzedzeń i czytać ten tekst z usilną chęcią zrozumienia co św. Benedykt chciał nam przekazać i jak wiele z tego może być źródłem mądrości w naszym codziennym życiu obecnie. Z jednej strony, jesteśmy w korzystnej sytuacji, by go zrozumieć, ponieważ jak mówił Jacques-Bénigne Bossuet, Reguła św. Benedykta to „kompendium Ewangelii”. A co za tym idzie, pokorna otwartość i szczere trzymanie się orędzia Ewangelii pomaga lepiej przygotować się na przyjęcie treści Reguły, która w swoich głównych kwestiach powołuje się na Ewangelię.
Z drugiej strony, zaszło wiele głębokich zmian, których jesteśmy świadkami, wywierają one presję, by przystosować się do warunków kultury, która już nie jest skarbnicą myśli chrześcijańskiej, a która stanowi wyzwanie dla tak wielu postulatów, na których opierało się codzienne życie wielu pokoleń chrześcijan. Faktycznie, jak przypomniał nam papież Franciszek, żyjemy nie „w epoce zmian, lecz w zmianie epoki”, która przynajmniej w społeczeństwach zachodnich, podkreśla „ekskulturację” chrześcijaństwa. To proces, który rozpoczął się wraz z Oświeceniem, a który ograniczył wiarę chrześcijańską do pewnego rodzaju „kulturowej banicji”, skutkiem tego nie jest już ono uważane za jedyny wektor znaczeniowy dla ludzkiej egzystencji.
Interpretacja przesłania Ewangelii, a co za tym idzie Reguły św. Benedykta, musi obowiązkowo stawić czoło tym nowym paradygmatom kulturowym i wyzwaniom, jakie przed nami stoją. Należy zatem na nowo odkrywać mądrość Reguły św. Benedykta w jej istocie, gdzie normy i motywacje, które są w niej zawarte, nie podlegają modzie chwili, a jej pierwotna inspiracja pozostaje nadal żywą jasnością Ewangelii i źródłem inspiracji. Tylko w ten sposób może ona stać się punktem odniesienia nawet w tym „płynnym” horyzoncie kulturowym i egzystencjalnym (jak to ujął znany socjolog, Zygmunt Bauman), bardzo różniącym się od tego z przeszłości.
Jednakże zmiany te nie powinny wzbudzać w nas strachu. Wręcz przeciwnie, powinny one wzmacniać naszą wiarę w Pana, który kieruje historią i przynaglać nas, by stawić czoło kryzysom i wyzwaniom naszych czasów, będących niejako sposobnością, w jakiej Bóg zaprasza nas do odczytywania „znaków czasu”, poprzez które kontynuuje Swoją obecność w życiu ludzkości.
2. Czy w Regule św. Benedykta jest drogowskaz życia? W jaki sposób oblaci mogą ewangelizować i pełnić służbę w świecie?
W tym miejscu zadajmy sobie pytanie: czy mądrość Reguły św. Benedykta może służyć jako drogowskaz także dla tych, którzy – jak świeccy oblaci – nie żyją pod osłoną murów klasztornych, lecz pozostają w codziennym kontakcie ze światem? Jakie nauki mogą być odpowiednie dla oblatów dzisiaj i jak mogą być przez nich wprowadzane w życiu codziennym? Innymi słowy, w jaki sposób oblaci mogą być pomocni w rozpoznawaniu znaków Boga w świecie i być ewangelizatorami wśród mężczyzn i kobiet naszych czasów, ponieważ zainspirowali się wartościami zawartymi w Regule św. Benedykta?
2.1. Poszukiwanie pokoju
Nieprzypadkowo List Apostolski, w którym w 1964 roku papież Paweł VI ogłosił św. Benedykta „Głównym Patronem Europy” zaczyna się od słów: „Pacis nuntius – Posłaniec Pokoju”. „Pax” to słowo drogie światu monastycznemu i często można je zobaczyć wyrzeźbione lub wymalowane przy wejściu lub na frontonie klasztoru jako pozdrowienie, skierowane do tych, którzy wchodzą.
Ale o jaki pokój chodzi? Nie tylko o brak wojny lub pakt między klasami społecznymi, partiami, korporacjami czy organizacjami. Jak wiemy, wszystko to – niezależnie od tego, jak bardzo jest to konieczne – często jest wynikiem politycznych kompromisów i działań równoważących. Dokładnie mówiąc, pokojem nie możemy nazywać tego, co w ramach tej czy innej formy współżycia, czy to rodzinnego, czy wspólnotowego, jawi się jako wynik cichej i wzajemnej umowy o nieingerencji.
Prawdziwy i trwały pokój, o jaki wierzący powołany jest, by codziennie o niego zabiegać, pochodzi z wewnętrznego stanu zrodzonego przez łaskę i wspieranego przez bezinteresowną miłość. Oznacza to, że aby doświadczyć pokoju w naszych relacjach z innymi i otaczającym nas światem, konieczne jest abyśmy najpierw przyjęli pokój jako dar od Boga i w nim zamieszkali. By go szerzyć wokół siebie, konieczne jest abyśmy najpierw doświadczyli go w sobie i pokochali, pielęgnowali go i budowali go dzień po dniu w naszych sercach, umysłach i działaniach. Tylko w ten sposób można stać się „pokój czyniącym” (Mt 5,9), poprzez demaskowanie w sobie egoistycznego rozgoryczenia i poprzez gaszenie w zarodku każdego przejawu dominacji, przewagi, przemocy wobec innych.
Życie monastyczne, opisywane przez św. Benedykta, to życie, w którym głównym celem jest dążenie do pokoju. Słowami Psalmu 33 napomina mnicha: „szukaj pokoju, idź za nim”. Pokój stanowi podstawowy aspekt Reguły i jest ściśle związany z poszukiwaniem Boga i życiem w harmonii ze sobą, z innymi, ze światem i ze stworzeniem. To pokój ma swoje źródło właśnie w Bogu i to pokój został nam objawiony przez Jego Syna Jezusa: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!” (J 14,27). I znowu: „To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat.” (J 16,33). Pokój jest jednym z najcenniejszych darów, którymi Bóg w Chrystusie Jezusie objawia swój plan miłości do ludzi.
Na tym tle należy rozumieć wezwanie św. Benedykta, by poszukiwać pokoju, tak należy rozumieć czytelną miłość Chrystusa. Warto tu wspomnieć „narzędzia dobrych uczynków” gdzie mnich jest wezwany, by „nie dawać fałszywego znaku pokoju” – to znaczy ma śledzić nawet własne gesty, żeby ocenić autentyczne wewnętrzne motywy, które stoją za działaniami i „powracać w pokoju przed zachodem słońca z tymi, którzy mogli być z nami w niezgodzie”. Tak samo „pocałunek pokoju”, ofiarowany gościom przybywającym do klasztoru, jest efektem wspólnej modlitwy, to znaczy uznanie wspólnej przynależności do Boga. Wreszcie także w organizacji klasztoru opat powinien zawsze mieć na względzie zachowanie pokoju i miłości, dóbr, które są w istocie najcenniejsze we wspólnocie monastycznej i są znakiem autentycznego naśladowania Jezusa.
Dla św. Benedykta szukanie pokoju nieuchronnie prowadzi do poszukiwania wszystkiego, co jest drogie Bogu oraz do dostrojenia się do Jego woli, także jeśli chodzi o zrozumienie wielkich wyzwań naszych czasów, które mają wpływ na makro-historię. Sam Benedykt interweniował w konkretny sposób w każdej sprawie. Mam na myśli spotkanie, jak mówi Grzegorz Wielki w “Dialogach”, z królem Ostrogotów, Totilą. Benedykt wykorzystał okazję, by zabrać głos w obronie narodów, które dotkliwie ucierpiały w wyniku krwawych działań wojennych, nieustannych grabieży i straszliwych zniszczeń, jakie wiążą się z wojną. Św. Benedykt napełniony proroczym duchem i w poczuciu wolności, które pochodzą z codziennego obcowania z Bogiem, odważnie zwrócił się do króla Totili: „Ty” – powiedział mu – „Dokonujesz wielu złych czynów, a dużo ich popełniłeś. Nawróć się teraz i żałuj za wszystkie. […] Od tego momentu – skomentował Grzegorz Wielki – „(król) był mniej okrutny”.
Cóż za kontrast! Z jednej strony mąż Boży, bezbronny, ale wewnętrznie wolny i bogaty orężem wiary, św. Benedykt, który w imię prawdziwego pokoju przeciwstawia się przywódcy zaprawionemu w awanturnictwie i sianiu zniszczenia i śmierci! A jednak, jak komentuje Grzegorz Wielki, „dzięki interwencji Świętego okrucieństwo Totili zostało częściowo złagodzone”.
Benedykt zatem zachęca nas, abyśmy pragnęli pokoju ze wszystkich sił i kochali go, oraz byśmy rozsiewali go i szerzyli w każdej sytuacji, słowem i przykładem własnego życia, nie tracąc ducha. Przypominają mi się słowa, które Thomas Merton napisał do przyjaciela, zniechęconego niepowodzeniami kampanii pokojowej. Pisał: „Nie przywiązuj się do nadziei na określone rezultaty. Wykonując pracę, której się podjąłeś. […] Być może będziesz musiał zmierzyć się z faktem, że twoja praca będzie pozornie bezwartościowa, a nawet nie przyniesie żadnych rezultatów. […] Jak przyzwyczaisz się do tej myśli, to zaczniesz bardziej koncentrować się nie na wynikach, ale na wartości, słuszności, prawdzie samej pracy.” Nigdy nie wolno nam porzucić wartości pokoju, jego słuszności i prawdy, jeśli chcemy aby żywym było pragnienie pokoju i zaangażowanie.
2.2. Szacunek do każdego człowieka
Reguła św. Benedykta niesie także głęboki szacunek dla godności każdej istoty ludzkiej. Znajdujemy to nie tylko w ogólnym wezwaniu: „Szanować wszystkich ludzi”, ale także na przykład w miejscach dotyczących oczekiwania wzajemnego szacunku: gorliwej posługi chorym, obmywania rąk i nóg gości przybywających do klasztoru, przede wszystkim ubogich i pielgrzymów, w których witany jest sam Chrystus.
W naśladowaniu Jezusa, św. Benedykt zachęca nas, by przyjąć nowe i przyjazne spojrzenie, które zważa na wyjątkowość i godność każdej osoby i które potrafi rozpoznać w każdym bracie i siostrze nie konkurenta, ale osobę, z którą można wejść w relację i współpracować; nie wrogie terytorium – czy piekło, jak twierdził J. P. Sartre – ale „ziemię rodzinną” Boga.
Racją bytu cierpliwości, tolerancji, wyrozumiałości i szacunku, jakie jesteśmy wezwani okazywać każdemu człowiekowi, jest spojrzenie, jakie sam Bóg-Stwórca kieruje ku wszystkim swoim stworzeniom. A to oznacza, że prawda o godności każdego człowieka należy do prawa naturalnego wpisanego w serce każdego człowieka. Jak pisze papież Franciszek w encyklice “Fratelli tutti”: „Jeżeli w każdej sytuacji należy szanować godność innych, to dzieje się tak nie dlatego, że wymyślamy czy zakładamy tę godność, ale dlatego, że istotnie tkwi w nich wartość nadrzędna względem rzeczy materialnych i okoliczności, która wymaga, by byli traktowani w inny sposób. To, że każdy człowiek posiada niezbywalną godność, jest prawdą, która odpowiada ludzkiej naturze, niezależnie od wszelkich przemian kulturowych. Dlatego właśnie istota ludzka posiada tę samą nienaruszalną godność w każdej epoce historycznej i nikt nie może czuć się upoważniony przez okoliczności do zaprzeczenia temu przekonaniu lub działania wbrew niemu.”
2.3. Biedni i solidarność
W swojej Regule św. Benedykt wykazuje żywą troskę o biednych i potrzebujących: „Z największą troskliwością należy przyjmować ubogich i pielgrzymów, ponieważ w nich to przede wszystkim przyjmujemy Chrystusa.” Jak nam powszechnie wiadomo, papież Franciszek ponownie umieścił temat ubóstwa w centrum refleksji Kościoła. Zaczynając od „Evangelii gaudium”, papież rozwija dwie uzupełniające się ścieżki. Z jednej strony, piętnuje on strukturalne przyczyny ubóstwa, wynikające z uwarunkowań gospodarczych i społecznych. Z drugiej strony, wprowadza perspektywę teologiczną. Dzięki tej ostatniej, ubodzy nie są już postrzegani wyłącznie w świetle społeczno-kulturowym i historycznym, czyli jako „wyrzutki”, ale są widziani w kategorii teologicznej. Oznacza to, że ubóstwo, zanim stanie się problemem z socjologicznego i etycznego punktu widzenia, jest kwestią doktryny.
Papież Franciszek pisze: „Dla Kościoła opcja na rzecz ubogich jest kategorią teologiczną przed kategorią kulturową, socjologiczną, polityczną czy filozoficzną. […] Opcja ta, jak nauczał Benedykt XVI, wpisuje się w chrystologiczną wiarę w Boga, który stał się ubogim dla nas, aby nas ubogacić swoim ubóstwem. Dlatego pragnę Kościoła ubogiego dla ubogich. Mogą nas oni wiele nauczyć. Oprócz udziału w sensus fidei, przez własne cierpienia poznają cierpiącego Chrystusa. Zachodzi potrzeba, abyśmy wszyscy pozwolili być przez nich ewangelizowanymi. Nowa ewangelizacja jest zaproszeniem do uznania zbawczej mocy ich istnienia i umieszczenia ich w centrum drogi Kościoła. Jesteśmy wezwani, aby odkrywać w nich Chrystusa, by udzielać im głosu w ich sprawach, ale także być ich przyjaciółmi, słuchać ich, rozumieć i przyjmować misterium mądrości, jakie Bóg chce nam przez nich przekazać. Wybór ubogich ma zatem swój fundament w wierze. Ubodzy odnoszą się do działania Boga we wcieleniu własnego Syna, Chrystusa, który „dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor. 8, 9). Na mocy tego postulatu żaden chrześcijanin nie może powiedzieć, że poradzi sobie bez biednych!
„Następstwo tego wyboru wpływa na całe życie Kościoła i na samą jego strukturę: ubodzy muszą przejść z marginesu do centrum, ponieważ peryferie są przyszłością Kościoła. Jest to kluczowy element, który ma zastąpić post-trydencką instytucję, aby wyprowadzić się z Kościoła-pałacu, który w czasach nowożytnych jest trwale umieszczony w centrum miasta i zbudować Kościół-namiot, który przeniesie się na peryferie wielkich współczesnych metropolii”. Papież jest przekonany, że wrażliwość na biednych uwarunkuje przyszłość ludzkości, jak to widać na przykładzie encykliki “Laudato si’”. W jego wizji peryferie muszą stać się priorytetem nie tylko dla Kościoła, ale dla wszystkich. Odejście od postrzegania problemów widzianych od strony centrum jest koniecznością także w wymiarze polityki, gospodarki i kultury. Afirmując ważność peryferii, papież Franciszek zaproponował chrześcijańską interpretację, duszpasterską i ewangeliczną, tego rozległego procesu historycznego, jaki ma miejsce we współczesnym świecie. Świat XXI wieku to świat peryferii, a jego mieszkańcy w pewien sposób antycypują przyszłość, która jest coraz bardziej powszechna.”
Wynika z tego, że solidarności nie można rozumieć po prostu jako sporadycznego aktu hojności wobec potrzebujących. Wręcz przeciwnie, ona „wymaga stworzenia nowej mentalności, która będzie myśleć w kategoriach wspólnoty i priorytetowo traktować życie każdego”. W tym kontekście przypominamy sobie epizod z życia św. Benedykta, który uważam za symboliczny dla jego sposobu rozumienia solidarności. Aby solidarność stała się rzeczywistością dzielenia się i komunii, każdy musi patrzeć dalej niż na siebie i własne potrzeby. „W tym czasie, gdy Kampanię nawiedziła plaga głodu, mąż Boży wszystko, co było w klasztorze, oddał biednym. W spiżarni została tylko odrobina oliwy w szklanym dzbanie. Przybył subdiakon imieniem Agapitus i wytrwale prosił o trochę oliwy. Mąż Boży, który był zdecydowany oddać wszystko tu (na ziemi), aby zachować wszystko w niebie, rozkazał aby dać tę odrobinę oliwy, która im pozostała. Lecz mnich odpowiedzialny za spiżarnię, usłyszawszy to polecenie, nie posłuchał. Po pewnym czasie mąż Boży zapytał, czy rozkaz został wykonany. Mnich odpowiedział: Nie, gdybym ją wydał – powiedział – nie zostałoby już nic dla braci. Wtedy, wzburzony bardzo, rozkazał innemu mnichowi wyrzucić za okno to szklane naczynie z odrobiną oliwy, która pozostała, aby po nieposłuszeństwie nic nie pozostało. Rozkaz został wykonany. Pod oknem rozciągała się głęboka przepaść w ogromnych skałach. I tak dzban został wyrzucony. Lecz choć upadł na skały, nie stłukł się i oliwa się nie rozlała. Wtedy mąż Boży kazał iść i przynieść go z powrotem, i teraz swoimi rękami ofiarował oliwę temu, kto o nią prosił. Następnie zwołał braci i zganił przed nimi nieposłusznego mnicha za brak wiary i pychę. Po udzieleniu nagany, Benedykt wraz z braćmi poszedł na modlitwę. A stał tam dzban po oliwie, pusty i przykryty pokrywą. Podczas gdy Święty modlił się, pokrywa dzbana zaczęła się unosić, ponieważ oliwa wydobywała się na zewnątrz. Kiedy oliwa przelała się przez krawędź dzbana, zaczęła kapać na podłogę. Sługa Boży, gdy tylko to zauważył, zakończył modlitwę. W tej samej chwili oliwa przestała spływać na podłogę. Wtedy znowu skarcił nieposłusznego brata, żeby nauczył się mieć więcej wiary i pokory.”
Przesłanie jest jasne: bycie solidarnym z innymi wymaga, aby nie zamykać oczu na ich potrzeby, usprawiedliwiając się, że najpierw musimy zaspokoić własne. Przykład św. Benedykta skłania do refleksji o tym, że niewrażliwość na uczciwą i wspomagającą prawość wynika z egoistycznej obrony tego, co się posiada i niechęci do dzielenia się z tymi, którzy nie mają nawet podstawowych środków do życia. Co więcej, z powyższego wydarzenia dowiadujemy się, że ci, którzy są gotowi dzielić się nawet tym, co mają, pokazują, że nie stawiają rzeczy ponad ludzi oraz że mają pokorną i niezachwianą wiarę w obietnice Pana i w Jego Opatrzność.
2.4. Jedność w różnorodności. Kultura spotkania i dialogu
Oprócz tego, że był „posłańcem pokoju”, papież Paweł VI nazwał św. Benedykta także „effector unitatis”, to znaczy „twórca jedności”. W przeciwieństwie do jednolitości, jedność zakłada różnorodność jednostek, a jej praktykowanie polega na harmonijnych relacjach międzyludzkich i międzypokoleniowych. Na przykład w Regule św. Benedykta opat musi pamiętać „jak trudnego i ciężkiego zadania się podjął: rządzić duszami i służyć wielu w dążeniu do naprawy obyczajów. Jednego musi łagodnie zachęcać, drugiego ganić, innego jeszcze przekonywać. Niechaj do wszystkich tak dopasuje się i przystosuje, zależnie od charakteru i inteligencji każdego”. Również bracia muszą z największą cierpliwością wzajemne znosić swoje ułomności fizyczne i moralne. Co więcej, osoby starsze mają kochać młodych, a ci z kolei powinni szanować osoby starsze.
Tych kilka przykładów wystarczy, by pokazać jak wielką uwagę Reguła św. Benedykta zwraca na „wartość pojedynczego człowieka jako osoby” oraz jak promuje harmonijną integrację wszystkich członków wspólnoty, niezależnie od ich pochodzenia, pochodzenia kulturowego czy pozycji społecznej: „[Opat] nie stawia patrycjusza ponad niewolnika… Jeżeli uzna za stosowne przyznać jakiemuś bratu wyższe miejsce, to niech to uczyni bez względu na jego sytuację społeczną…, gdyż niewolnik czy wolny, wszyscy jesteśmy jedno w Chrystusie [Ga 3,28]… Jedynym miernikiem, którym się przed Nim wyróżniamy, jest to, że stajemy się lepsi w dobroci i pokorze”.
W tym celu, jak mówi papież Franciszek, konieczne jest „rozwijanie kultury spotkania, która wykracza poza dialektykę konfrontacyjną jednych przeciw drugim. Jest to sposób życia, który dąży do tworzenia wielościanu, który ma wiele twarzy, wiele boków, lecz wszystkie tworzą jedność bogatą w niuanse, ponieważ „całość jest większa niż część”. Obraz wielościanu może reprezentować społeczeństwo, gdzie różnice współistnieją, uzupełniają się, wzajemnie wzbogacają i oświetlają, pomimo istniejących nieporozumień i powściągliwości. Każdy może się czegoś nauczyć od innych. Nikt nie jest bezużyteczny i nikt nie jest zbędny.”
Czcigodny ojciec Tonino Bello, włoski biskup zmarły pod koniec ubiegłego wieku, lubił mówić o „przyjaźni różnic” w tym sensie, że różnice, gdy są one formułowane w duchu prawdziwego dialogu, mogą zapoczątkować szczery proces kreatywności i dzielenia się. Naturalnie, „by się spotkać i pomagać sobie nawzajem, konieczny jest dialog. Nie ma potrzeby mówić, po co jest dialog. Wystarczy pomyśleć, czym byłby świat bez cierpliwego dialogu tak wielu szlachetnych ludzi, którzy jednoczą rodziny i wspólnoty. Wytrwały i nieustraszony dialog nie trafia na pierwsze strony gazet, tak jak kłótnie i konflikty, a mimo to skutecznie działa, o wiele bardziej niż nam się wydaje, dyskretnie pomaga światu żyć lepiej.”
Jednak dialog wymaga również cierpliwości, zdolności by powrócić na właściwe tory w obliczu niepowodzeń i nieporozumień oraz negatywnych prognoz. Już sama etymologia terminu „dialog” (od greckiego διάλογος, pochodnej słowa διαλέγομαι, które oznacza rozmowę, dyskusję i które składa się z dià – „przez” i logos – „dyskurs”) prowadzi nas z powrotem do konfrontacji słownej, która angażuje dwie osoby lub więcej i podczas której wyrażane są różne, niekoniecznie przeciwstawne opinie, idee, przekonania lub uczucia.
Nie musimy zatem obawiać się, że w naszych relacjach pojawią się i są obecne konflikty. Ważne jest, żeby stawić im czoło z głębokim pragnieniem i zaangażowaniem wszystkich, aby nie stały się one przyczyną niemożliwych do naprawienia szkód, lecz by były raczej poligonem do szczerej dyskusji, przebaczenia i komunii.
2.5. Komunia i synodalność
Wraz z globalizacją, coraz częstszymi podróżami i masowym korzystaniem z narzędzi cyfrowych, fizyczna przestrzeń czy miejsce, poprzez które określano własną tożsamość, w coraz mniejszym stopniu pokrywa się ze strefami geograficznymi. Jeśli kiedyś istniało powiązanie między jakimiś dwoma miejscami, to dzisiaj już tak nie jest. To oderwanie utorowało drogę subiektywizmowi, który utracił korzenie, a który często osiąga dotąd niewyobrażalne szczyty. Z drugiej jednak strony, trzeba przyznać, że proces globalizacji nie stworzył oczekiwanej „globalnej wioski”. Wręcz przeciwnie, wyprowadził pluralizm wraz ze wszystkimi jego różnicami i rozbieżnościami, często wywołując poczucie oszołomienia u kogoś, kto reaguje instynktownie, udziela schematycznych odpowiedzi na złożone pytania lub zamyka się w protekcjonistycznych formach. Dowodem na to jest wzrost nacjonalizmów w różnych częściach świata.
Wszystko to miało i ma wpływ także na życie Kościoła. Ciężkiej próbie zostały poddane, zrewidowane przez Sobór Watykański II, eklezjologia wspólnoty i sens eklezjalnego „my”. Indywidualizm kwitnie i przenika dzisiaj każdy obszar. Do tego stopnia, że określenia „indywidualizacja” używa się do wskazania sytuacji, w której całe życie codzienne – jego czas, czynności – jest całkowicie zorganizowane wokół zobowiązań jednostki wobec samej siebie, bez odniesienia do trwałych zobowiązań wobec innych. Jak głosi znane hasło reklamowe: „Tu chodzi tylko o Ciebie”. Oczywiście wraz z indywidualizmem kwitnie także relatywizm doktrynalny i etyczny.
Stąd pilna potrzeba odzyskania konstytutywnej relacyjności osoby, którą rzeczywiście należy postawić w centrum, jednak nie po to, aby mogła się zamknąć w sobie, ale po to, aby była otwarta na innych i otaczającą ją rzeczywistość, w celu wnoszenia swojego wkładu w obszarze wiedzy, wzrostu, komunii i dóbr. Wszystko to staje się tym bardziej konieczne, że współzależność spotęgowana we wszystkich aspektach przez globalizację i rozpowszechnione wzajemne nakręcanie się, nie tylko gospodarcze, lecz i kulturowe, pociąga wzajemne interakcje i współdziałanie, a nie zamykanie się we własnym indywidualizmie (chodzi o relacje międzyludzkie), ani tym bardziej wznoszenia murów (chodzi o relacje międzynarodowe). Współzależność powinna wzmocnić potrzebę przyjmowania, włączania i integrowania, a nie wykluczania. Wyzwaniem wspólnoty jest to żeby – dziś bardziej niż kiedykolwiek – klasztory i związani z nimi oblaci, byli w stanie tworzyć takie właśnie wspólnoty. Benedykt XVI powiedział: „Klasztory pełnią w świecie bardzo cenną, powiedziałbym – niezastąpioną rolę. O ile w średniowieczu były one ośrodkami rekultywacji terenów bagiennych, dziś służą „odzyskiwaniu” środowiska w innym sensie: czasem klimat w naszych społeczeństwach jest wręcz niezdrowy. Jest zanieczyszczony przez mentalność, która nie jest chrześcijańska, ani nawet ludzka, pozbawiona wymiaru duchowego. W tym klimacie marginalizowany jest nie tylko Bóg, ale także bliźni. Klasztor natomiast to model społeczeństwa, które w centrum stawia Boga i relacje braterskie. Potrzebujemy tego także w naszych czasach.”
Co do komunii wewnątrzkościelnej, jak wiemy, Kościół zainicjował proces synodalny, wędrówkę, której celem jest jaśniejsze ukazanie misji Kościoła w świecie, misji, do której powołany jest każdy wierny, by wnieść swój własny wkład. Papież Franciszek mówi: „Jeśli zrozumiemy, że, jak mówi św. Jan Chryzostom, Kościół i Synod są synonimami, ponieważ Kościół to nic innego, jak wspólne pielgrzymowanie owczarni Bożej drogami historii na spotkanie Chrystusa Pana – to zrozumiemy także, że nikt w Kościele nie może być wyniesiony ponad innych”.
Papież Franciszek powtórzył tę koncepcję, gdy mówił, że sama fraza “Kościół synodalny” jest zbędna, ponieważ te dwa terminy są synonimami: „Kościół jest albo synodalny, albo nie jest to Kościół”. Ze swojej strony ks. Tomasz Halik pisze: „Proces synodalności jest anamnezą, przypomnieniem i rewitalizacją pierwotnej formy chrześcijaństwa jako drogi, droga mocno przyćmiona przez przed-nowoczesne i nowoczesne formy chrześcijaństwa – chrześcijaństwo jako imperium chrześcijan (Christianitas) i jako światopogląd. Reforma synodalna musi uwolnić Kościół od zamknięcia umysłu i narcyzmu zbiorowego, by uważnie słuchać tego, co Duch mówi do kościołów. Ten ciągły proces reform – żywy Kościół to kościół stale się reformujący (ecclesia semper reformanda) – wymaga pogłębiania życia duchowego (komunikacji z Bogiem), komunikacji pomiędzy różnymi grupami tworzącymi Kościół oraz szeroko rozumianej komunikacji ekumenicznej z innymi chrześcijanami, z innymi religiami i ich wyznawcami oraz z osobami niewierzącymi.”
Piramidalna koncepcja Kościoła i jego wielowiekowa klerykalizacja powstały kosztem aktywnego i odpowiedzialnego uczestnictwa, włączając szczebel decyzyjny, wszystkich wiernych świeckich, przy uznaniu ich różnych ról. Jeśli chodzi o proces synodalny, to Reguła św. Benedykta oferuje różne elementy do refleksji, które mogą być również inspiracją i pomocą dla oblatów. Choć w odniesieniu do synodalności przytacza się powszechnie rozdział III Reguły – ten o zwoływaniu braci na radę – to oczywiście jest ona przeżywana także w innych kontekstach wspólnoty. Zwłaszcza tam, gdzie grono braci temperuje wszelkie ekscesy indywidualne oraz gdzie mnisi mają wkład w budowanie wspólnoty, w sensie dobra ciała, jakim jest cała wspólnota, a nie tam, gdzie dbają tylko o osobiste spełnienie, kosztem wymiaru wspólnotowego. Oczywiście, to wszystko wymaga procesu decentralizacji, który należy stale kultywować i świadomie utrzymywać.
Interesująca w tym kontekście jest wypowiedź ojca Mauro Giuseppe Lepori, opata generalnego Zakonu Cystersów, który powiedział: „Ryzykujemy to, że zniweczymy łaskę tego czasu, jeśli nie zrozumiemy, czego wymaga od nas nawrócenie na synodalność wspólnoty – że mamy być owocni dla misji. Innymi słowy, mam wrażenie, że to nie tyle sama misja jest przerażająca, ale komunia. Dlaczego? Ponieważ, aby żyć komunią, to coś więcej niż zewnętrzna decyzja, więcej niż zewnętrzne zobowiązanie, jesteśmy zaproszeni do wewnętrznego nawrócenia, jesteśmy zaproszeni do przeżycia procesu, który nas głęboko przemienia. Misja także z pewnością wymaga wewnętrznej decyzji, prosi o miłość (charity), prosi o ofiarę, o zdolność głoszenia i dawania świadectwa aż po męczeństwo. Ale ponad wszystko to komunia, która prosi o głębokie nawrócenie siebie, o przejście paschalne, wejście w życie, które przechodzi przez śmierć. Ponieważ komunia wzywa do przejścia od „ja” do „my”, przejścia, w którym „ja” musi umrzeć, aby odrodzić się ponownie.”
Jeżeli podstawowym zadaniem Kościoła jest ewangelizacja, to nie należy zapominać, że pierwszą osobą, która potrzebuje stale być poddawana światłu Ewangelii, jest on sam, Kościół. Rzeczywiście każdy z nas potrzebuje nieustannej re-ewangelizacji i tego, aby coraz bardziej być świadomym zasadniczego znaczenia drogi synodalnej i poszukiwania komunii w Kościele.
3. Duchowość benedyktyńska w codziennym życiu
Teraz chciałbym pokrótce przedstawić kilka założeń „mądrości benedyktyńskiej”, które mogą przydać się w naszym codziennym świadectwie życia i wiary.
3.1. Roztropność (discretio)
Roztropność to cnota, która chroni wartości ludzkie przed wszelkimi formami ekstremizmu i fanatyzmu oraz pomaga czytać i przeżywać wydarzenia z otwartością umysłu i serca, w świetle humanitas, a która pochodzi z Ewangelii. Nie należy zapominać, że właśnie ze względu na swą roztropność, to znaczy właściwe wyczucie miary, począwszy od IX wieku Reguła św. Benedykta osiągnęła prymat nad wszystkim innym regułom monastycznym obecnym wówczas na Zachodzie. Przesiąknięta roztropnością (discretio), nie zawiera niczego nadmiernego.
W rzeczy samej, organizując życie wspólnoty monastycznej, św. Benedykt mówi: „Ufamy przy tym, że zakładając ją, nie ustanowimy nic surowego ani nazbyt trudnego”. Sam opat, „przestrzegając […] roztropności, matki wszelkich cnót”, musi wszystkim tak zarządzać, „by i mocni mieli to, czego pragną i słabi nie uciekali zniechęceni”, mając na uwadze „raczej potrzeby słabych niźli złą wolę zazdrosnych”. I znowu: „Napisane jest: Każdemu rozdzielano według potrzeby (Dz 4,35). Nie chcemy przez to powiedzieć, że należy mieć wzgląd na osoby, co nie daj, Boże!, lecz że trzeba brać pod uwagę słabości innych. Ten, kto mniej potrzebuje, niech dziękuje Bogu i niech się nie smuci. Ten zaś, kto ma większe potrzeby, niech się upokorzy z powodu swej słabości, a nie wynosi z racji okazywanego mu miłosierdzia. I w ten sposób wszyscy będą w pokoju.”
Tych kilka przykładów mówi nam o tym, jak prawidłowo funkcjonująca wspólnota, czyli organizacja życia wspólnego, powinna brać pod uwagę specyfikę poszczególnych osób.
3.2. Milczenie (cisza)
Podobnie jak mnich, także oblat benedyktyński powinien pielęgnować wartość milczenia. Przede wszystkim, jest to środek pedagogiczny, pomaga on zachować klimat koncentracji i skupienia, a to z kolei przeciwdziała powierzchowności i rozproszeniu ducha oraz zachęca do poszukiwania tego, co istotne. To w ciszy objawia się zwycięstwo życia wewnętrznego nad wszelkim nieuporządkowaniem języka, myśli, całego człowieka. Jednym słowem, milczenie reprezentuje żyzną glebę zintegrowanego życia.
Cisza jest zatem niezbędna, jeśli ktoś chce, aby jego serce było zgodne z sercem Boga, aby było otwarte na pokorne i posłuszne przyjęcie Jego Słowa i aby ono mogło do niego dotrzeć. Kartuz Guido II zapewniał: „Kto nie zachowuje milczenia, ten nie słyszy Tego, który mówi […]. Niech ziemia duszy mojej milczy przed Twoim obliczem, o Panie, abym usłyszał, co mówi Pan, Bóg mój we mnie. Bo słów, które szepczesz, nie można usłyszeć inaczej niż w głębokiej ciszy”. Z kolei św. Wincenty a Paulo, który był zaangażowany w nieustanne dzieła miłosierdzia, powiedział: „On (Bóg) w ogóle do nas nie mówi poza milczeniem, gdyż słowa Boże nie współdziałają ze słowami i zgiełkiem ludzi.” W tym sensie cisza jest także „ojcem modlitwy”: „Gdzie oddycha cisza, przemawia modlitwa”. To w ciszy Duch Święty rozwija swoje skrzydła, wspierając koncentrację miłości, która wyraża komunię z Bogiem.
3.3. Pokora
Pokora powinna charakteryzować także wiarę i życie oblata. Jak wiemy, św. Benedykt poświęca tej cnocie najdłuższy rozdział swojej Reguły (rozdz. VII), a to mówi nam, jak wielką wagę do niej przywiązuje. Podobnie jak mnich, również oblat jest napominany, aby nie rozkoszował się zdobywaniem pierwszych miejsc ani nie zabiegał o miejsca w świetle reflektorów ani na pierwszych stronach gazet. Oznaką głębokiej wolności wewnętrznej i zewnętrznej jest pewnego rodzaju „marginalizacja”, czyli pozostawanie niepozornym, jako odpowiedź na kult obrazu, którym dotknięte są nasze zachodnie społeczeństwa.
Służba oblata Kościołowi i w świecie powinna zatem jawić się jako służba pokorna, cicha i roztropna, analogicznie do służby mnichów i mniszek, których życie bardzo przypomina polne kwiaty. Prawie wszystkie one nigdy nie będą przez nikogo podziwiane i doceniane, a jednak te kwiaty swoim kształtem, kolorem i zapachem przyczynią się do tego, by stworzenie było jeszcze piękniejsze. Podobnie my również możemy sprawić, by Kościół i świat były piękniejsze poprzez proste „bycie tam”, pokazując w zwyczajności swego życia piękno i radość bycia uczniami Jezusa.
Nie zaczniemy od Jego Wcielenia – jak pisze apostoł Paweł: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem. Lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.” (Flp 2,6-8). Zaczniemy od tego, że pokora jest owocem miłosiernej łaski Pana działającej w naszych sercach, o czym przypomina nam następujący epizod z życia św. Benedykta: „Pewnego dnia, gdy czcigodny Ojciec jadł obiad o zmierzchu, mnich, syn prawnika, stał trzymając mu lampę. Ale kiedy zapewnił mu światło, w sercu począł żywić uczucie dumy i pomyślał: „Kim jest ten, któremu muszę towarzyszyć, gdy on je? Kim ten, komu mam trzymać lampę, jakbym był jego sługą? Kim jestem ja, abym mu służył? Mąż Boży, zwracając się do niego, zganił go surowo tymi słowami: „Uczyń znak krzyża na swoim sercu, bracie! O czym myślisz! Zrób znak krzyża na swoim sercu, bracie!” Po czym przywołał innych braci, kazał im wziąć lampę z jego rąk, a jemu nakazał zostawić tę służbę, odejść w spokoju i usiąść.”
3.3. Wartości w życiu codziennym
W homilii wygłoszonej w Nursji w 1500. rocznicę urodzin św. Benedykta, święty papież Jan Paweł II powiedział: „Benedykt, czytając znaki czasu, wiedział, że należy realizować radykalny program świętości ewangelicznej […] w sposób zwyczajny, w wymiarze codziennego życia wszystkich ludzi. To było konieczne, aby heroiczność stawała się normalnością, codziennością i aby normalność, codzienność stawała się heroiczna. W ten sposób on, ojciec mnichów, ustawodawca życia monastycznego na Zachodzie, stał się także pośrednio pionierem nowej cywilizacji. […] Trzeba podziwiać prostotę takiego projektu, a jednocześnie jego uniwersalność.”
Dla wierzących nie ma nic nieważnego, nawet to, co należy do codziennej rutyny i co z przyzwyczajenia lekceważymy. Jeśli mamy oczy, które widzą Boga, który działa w każdej chwili naszego życia, wtedy wszystko może okazać się ważne i cenne. Codzienność jest poligonem, na którym dojrzewamy i wzrastamy w wierze, nadziei i miłości. To miejsce naszej świętości, tej świętości, która – cytując papieża Franciszka – wyznacza drogę. „W rodzicach, którzy wychowują swoje dzieci z tak wielką miłością, w mężczyznach i kobietach, którzy pracują, aby przynieść chleb do domu, w chorych. […] W tym wytrwałym dążeniu do przodu, dzień po dniu, widzę świętość Kościoła walecznego. Często to świętość ‘z sąsiedztwa’, świętość tych, którzy mieszkają blisko nas i są odbiciem Bożej obecności, albo używając innego wyrażenia, „klasa średnia świętości.”
Jak powszechnie wiadomo, dla św. Benedykta nawet sprzęt klasztorny, taki jak motyka, chochla, tabliczka i rylec, należy traktować na równi z „świętymi naczyniami ołtarza”. Nawet te rzeczy mogą bowiem być narzędziami w służbie drobnej, codziennej świętości.
Podobnie w przypadku relacji, którą nawiązujemy z przestrzenią i rzeczami, dobrze jest przeżywać ją ze świadomością, że ma w sobie znak Chrystusa. Oznacza to, że czas jest zamieszkany i ukierunkowany przez to centralne, jedyne i niepowtarzalne wydarzenie, jakim jest tajemnica wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Przychodząc na świat jako nieśmiertelny Syn Boży, przyjął czas do Bożej wieczność i poprzez człowieczeństwo przyjęte w chwili Wcielenia i wzięte do nieba przez swoje Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie, stał się miarą samego czasu.
Bóg pozwala się zatem spotkać w wymiarze czasu i przestrzeni. To w nich czujemy Jego bliskość i możemy doświadczyć Jego pełnej miłości uwagi i łaski. Aby przeciwdziałać tragedii „straconego czasu”, czyli czasu odciętego od „czasu Bożego” i jego życiodajnego i wiecznego źródła – jesteśmy wezwani do przeżywania czasu w świetle Boga. W rzeczy samej, codzienność traci na wartości w wymiarze czasu i przestrzeni, a można ją odzyskać, by przeżywać świadomie wtedy, gdy zatęsknimy za stałością, wewnętrzną i zewnętrzną, która zakotwiczona jest w Bogu. Tylko wtedy będziemy mogli uniknąć bezsensu, szaleństwa i rozproszenia, a prowadzić trzeźwą, zintegrowaną i szczęśliwą egzystencję.
4. Sposoby oblatów na osiągnięcie równowagi – ora et labora?
Bez wątpienia modlitwa i praca stanowią codzienny grunt, na którym buduje się harmonijną równowagę między wymiarem wewnętrznym i zewnętrznym, pomiędzy kontemplacją a działaniem, między czynnościami duchowymi i liturgicznymi a materialnymi.
W IV wieku, w początkach ruchu monastycznego, chcąc zapobiec temu, że modlitwa i praca przebiegają na dwóch równoległych płaszczyznach, mnisi pustynni oddawali się powtarzalnej pracy, która nie wymaga wielkiego zaangażowania umysłu, a przez to mogła być wykonywana automatycznie, tak jak wyplatanie koszy z wikliny lub z lin. W ten sposób utrzymywali umysł wolny i pozwalali mu chłonąć modlitwę i medytację.
Św. Benedykt jednak, ze względu na wymagania życia cenobitów, wprowadził formalne rozróżnienie pomiędzy czasem przeznaczonym na modlitwę a czasem przeznaczonym na pracę. Chociaż to rozróżnienie nie zmąciło bliskiej korelacji istniejącej między nimi, to jednak została utracona ich jednoczesna interakcja.
Nawet dzisiaj, chociaż odbywają się w ciągu dnia monastycznego na zmianę, to modlitwa i praca stanowią nadal główne kierunki, według których mnisi prowadzą każdego dnia poszukiwanie Boga. Anzelm Grün i Fidelis Ruppert piszą tak: „Mnisi wierzą, że odpowiednia naprzemienność i zbalansowane dawki modlitwy i pracy, to właściwa droga prowadząca do Boga. Ta droga chroni nas przed przesadą i nadmiarem. Obydwa bieguny są częścią osoby: ekstrawersja w pracy i introwersja w modlitwie. Człowiek jest zdrowy tylko wtedy, gdy oba bieguny pozostają ze sobą we właściwej relacji.”
Oczywiście, inaczej niż w przypadku dnia w klasztorze, ta naprzemienność modlitwy i pracy zachowuje całą swoją ważność również dla oblatów. Dla nich także ważne jest, aby te dwa bieguny – ekstrawersja w pracy i introwersja w modlitwie – były przeżywane w harmonii. Od oblatów nie wymaga się aby poświęcali taką samą ilość czasu, jaką mnisi przeznaczają na opus Dei, ale z pewnością i oni także są wezwani do wykrojenia chwilki czasu na modlitwę, celebrację Eucharystii i lectio divina, odpowiednio do wykonywanej działalności na tyle, na ile pozwala im czas.
5. Jak nasze życie może być atrakcyjne dla innych, którzy chcą do nas dołączyć (zwłaszcza młodych ludzi).
Jeśli chodzi o troskę i dylemat jak dotrzeć do młodzieży, która wydaje się nam być tak roztargniona i niezainteresowana sprawami religijnymi, to po prostu przedłożę pod uwagę cytat z przemówienia ks. Tomasa Halika, księdza i socjologa z Czech: „Dzisiejsi młodzi katolicy nie reagują polemicznie na tradycyjne nauczanie Kościoła o moralności (zwłaszcza moralności seksualnej), jak to było w epoce posoborowej i postawa ta jest nadal obecna wśród starszych pokoleń katolików. Badania pokazują, że dzieje się tak dlatego, że zdecydowana większość młodych katolików dzisiaj nie zna i nie jest zainteresowana poznaniem tego nauczania: doświadczenie wiary i wybór moralny są dla nich w coraz większym stopniu indywidualne. W Kościele szukają oni przestrzeni doświadczeń duchowych, a nie dyrektyw dotyczących życia prywatnego. Ich podejście do tradycji i instytucji Kościoła nie jest wrogi i polemiczny, lecz wybiórczy.”
Na zakończenie tej dyskusji chciałbym zacytować fragment szkockiego filozofa Alasdaira MacIntyre’a, który na samym końcu swojej książki pt. „Teoria moralności”, dokonując porównania między barbarzyństwem po upadku Cesarstwa Rzymskiego a naszymi skomplikowanymi czasami, argumentował tak: „Tym razem […] barbarzyńcy nie czekają za granicami; oni rządzą nami już od dłuższego czasu. Czekamy nie na Godota, ale na kogoś innego – niewątpliwie bardzo innego – św. Benedykta.” Być może każdy z nas jest św. Benedyktem, na którego ten świat czeka. To od nas zależy, czy podjąć wyzwanie i być prawdziwymi świadkami Jezusa!
Tłumaczenie:
Stanisława Bukowicka,
oblatka warszawskiego klasztoru benedyktynek-sakramentek