V Międzynarodowy Kongres Oblatów – Rzym 2023
Rozszerzanie misji klasztorów, którym służymy
O. Opat Prymas Gregory Polan OSB
Kiedy mówimy o rozszerzaniu misji klasztorów, którym służymy, musimy pomyśleć i zastanowić się nad kluczowymi elementami życia monastycznego wspólnot, którym służymy. W bardzo prosty sposób o misji benedyktyńskich klasztorów możemy powiedzieć w kilku słowach, lecz słowa te są pełne głębokiego znaczenia. Te słowa to modlitwa i pojednanie. Zwykle od razu myślimy o modlitwie, ale czy także o pojednaniu? Co przez to rozumiemy? Tak wiele osób przychodzi do klasztorów, aby znaleźć jakąś formę uzdrowienia i pojednania w swoim życiu. Czy to ze względu na problemy w rodzinie, nieporozumienia między przyjaciółmi czy sąsiadami, zranione uczucia, długotrwały gniew, rozpad małżeństwa, czy po prostu uczucie porażki w swoim życiu, pracy, relacjach i rodzinie. Lista ta mogłaby się ciągnąć dalej, ale myślę, że rozumiecie, o co mi chodzi. Żyjemy w świecie, w którym wielu ludzi jest podzielonych, wyalienowanych, szukających pokoju, ale mających trudności ze znalezieniem tego pokoju, którego poszukują, potrzebują i pragną. Pojednanie jest często drogą do znalezienia pokoju, którego poszukują.
Nie jestem osobą skłonną do nadmiernych uogólnień, szczególnie jeśli chodzi o teksty Pisma Świętego. Aczkolwiek po latach odkryłem, że istnieje podstawa, która uwydatnia cały Nowy Testament i która wprowadza nas coraz głębiej w tajemnicę Chrystusa. Są nią pojęcia pojednania i przebaczenia. W wielu miejscach Nowy Testament mówi nam o planie Bożym, by pojednać świat ze sobą poprzez Jezusa Chrystusa i o tym, że mamy stać się współpracownikami Chrystusa w pojednaniu świata z Ojcem. Orędzie Ewangelii jest słowem pojednania, oferowanym nam przez żywy przykład Jezusa. Każde słowo i każde działanie Jezusa skoncentrowane było na pokonywaniu przepaści między ludzkim rozdarciem a Bożą pełnią. Wierzę, że pojednanie to wielkie marzenie Boga dla świata. A my jesteśmy zaproszeni do uczestniczenia w tym niezgłębionym dziele Boga w świecie. Jeśli przeczytamy wykaz dobrych uczynków, o których św. Benedykt mówi w swojej Regule, to znajdziemy tam wiele sposobów na to, jak nasze działania mogą pomóc budować świat, który potrzebuje pojednania.
Miejsce, w którym znajdujemy to przesłanie Nowego Testamentu wyrażone w niewielu słowach, to Drugi List św. Pawła do Koryntian, rozdziały 5 i 6. Święty Paweł przedstawia je w dynamiczny sposób: „Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,17-21). Te słowa św. Pawła są skierowane do każdego chrześcijanina, który ma udział w ofierze odkupienia Chrystusa. Lecz jestem przekonany, że w świecie, tak rozdartym przez wojny i przemoc, w Kościele skandalicznie podzielonych chrześcijan, wśród uprzedzeń z powodu rasy i koloru skóry, a także podziałów w parafiach na stronnictwa liberalne i konserwatywne, to właśnie chrześcijanie są zobowiązani przez Ewangelię, by podjąć się roli ambasadorów pojednania, bardziej zdecydowanie niż jakakolwiek inna grupa; i to jest ważne zadanie dla oblatów benedyktyńskich. Chciałbym powiedzieć, że to było jedną z moich najgłębszych nadziei, jako opata wspólnoty w Stanach Zjednoczonych, żeby mój klasztor benedyktyński mógł być sanktuarium pojednania i przebaczenia, najpierw między mnichami tej wspólnoty, ale także dla naszych wielu gości, którzy przychodzą do nas, doświadczeni rozdarciem w swoim życiu. Skoro my, benedyktyni, deklarujemy charyzmat gościnności, to musimy także wymagać, by być ambasadorami pojednania, nadziei i przebaczenia w naszym życiu.
Teraz warto objaśnić kolejny punkt, a mianowicie – nie wymaga się od nas bycia doradcami, czy kierownikami duchowymi. W większości przypadków nie jesteśmy wyszkoleni w tym szczególnym zakresie. Ale to, w czym powinniśmy być wyszkoleni, to posługa gościnności, uprzejmości i wielkodusznego przyjmowaniu gości. Chodzi o to, że w większości przypadków, gdy z kimś po raz pierwszy się spotykamy lub witamy w domu gości naszego klasztoru, to nie mamy pojęcia, z czym ta osoba się zmaga, czy przez co przechodzi w swoim życiu. W tak wielu przypadkach, wiele osób odczuwa pewny rodzaj alienacji albo przeżywa rozstanie z kimś lub z czymś. Co zatem możemy zrobić? Możemy cierpliwie wysłuchać, słuchać bez wykonywania jakichkolwiek gestów czy osądzania; możemy słuchać z uwagą, a potem możemy skierować tę osobę do kogoś, kto ma kwalifikacje do udzielenia właściwej pomocy.
A czasem wszystko, czego ta osoba potrzebuje, by mogła pójść dalej, to po prostu być wysłuchaną i zrozumianą. Wyartykułowanie swoich uczuć czy zranień, pozwala jej usłyszeć siebie, jak wyjaśnia własną sytuację i wtedy może ona lepiej zrozumieć drogę, jaką ma przed sobą. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że wiele osób po prostu potrzebuje kogoś, od kogo otrzymają oznakę troski o nich, kto okaże im życzliwość i ciepłe ludzkie uczucia. To jest większy dar, niż możemy przypuszczać. Jak wiele razy tylko siedziałem obok kogoś, pozwalając mu lub jej opowiedzieć swoją historię, swoje zranienia, swoje wyalienowanie i dochodziło do istotnego uzdrowienia wewnętrznego. Mówiąc w prostych słowach: wasza, twoja obecność może stanowić istotną różnicę dla tej osoby, by mogła ona pójść naprzód.
Jeśli na poważnie weźmiemy słowa św. Pawła, to możemy stać się ambasadorami pojednania w sposób bardzo prosty i pokorny. Ważne jest, by zrozumieć, że łaska Boża pozostaje sprawnym narzędziem, dzięki któremu jesteśmy kształtowani na ambasadorów pojednania. Wysiłek stawania się rozjemcą dla innych nie wynika z naszych działań, lecz jest to raczej podróż serca. Nasze pragnienie, by żyć zgodnie z Ewangelią Jezusa, staje się podstawą, na której sam Bóg buduje, przemienia nas i tworzy nas nowymi, jako swoje sługi, jako oblatów naszych klasztorów. Pozwólcie, że to wyjaśnię. Dopóki w spokoju serca nie zrozumiem, że moja ludzka kondycja jest złamana i rozdarta, dopóty nie będę w stanie pokierować innych ku Bożemu darowi pojednania i przebaczenia. Muszę to zrozumieć i tego doświadczyć w sobie. Nie mówię tutaj o niezdrowym rodzaju bicia się w piersi, bo to mnie pogrąży i nie pozwoli mi uświadomić sobie wielkość darów otrzymanych od Boga, mimo że jestem grzesznikiem. Przeciwnie, uznanie swojej grzeszności, napełnia mnie pokojem i nadzieją wobec miłosierdzia, zmiłowania i niezasłużonego przebaczenia, które darmo otrzymuję od Boga. Wszystko to musi wypływać z autentycznej więzi z Bogiem. Jest to więź, która pokazuje mi „kim jestem w stosunku do Boga” i „kim jest Bóg w stosunku do mnie”. Chociaż może to zabrzmieć bardzo samolubnie, egoistycznie, to istnieje w tym ogromna prawda. Tak często poprzez swoją modlitwę wzrastamy w tę więź z Bogiem, który wciąż nas kocha, a także pomaga nam poznawać własne mocne i słabe strony.
Warto zdawać sobie sprawę z tego, że będąc narzędziem pojednania i modlitwy, można nie doświadczać ciągłego poczucia czynienia dobra. Lecz jeśli jesteśmy wezwani, aby być sługami i pomocnikami jako oblaci, to odczucia nie są najważniejsze. Oddajmy nasze uczucia Bogu, który wie, jak nas prowadzić, jak umacniać i jak pomagać nam być dobrymi sługami. Właśnie to jest naszą oblacją, naszą ofiarą – by być obecnymi dla ludzi, by oferować im akceptację w świecie, gdzie nie zawsze jest miejsce na przyjęcie i życzliwość dla spotykanych ludzi. Jak już wspomniałem wcześniej, w dzisiejszym świecie jest tak wielu ludzi, którzy doświadczają poważnej alienacji w takiej czy innej formie. Czy możesz być zdrojem uzdrowienia i pokoju dla tych ludzi? Takiej postawy wymagamy od osób witających gości w naszych klasztorach.
To nie „labora” przynosi natychmiastową satysfakcję i dobre samopoczucie. I to nie o tym mówimy, gdy naszym dążeniem jest służba. Dzięki temu, że jesteśmy zdolni do cichej i pokornej posługi przychodzącym gościom, to jak wierzę, pomaga nam to przezwyciężyć rezerwę, którą niektórzy z was kiedyś odczuwali, jak to wskazywaliście w swoich komentarzach przesłanych do nas. Inna uwaga, którą podnosiliście, to pytanie „co służba, jako oblata klasztoru, znaczy dla ciebie poza klasztorem?” To ciepłe przyjęcie, którego doświadczcie w klasztorze i które możecie praktykować w klasztorze, wkrótce rozleje się na wasze życie w pracy, w domu, w sąsiedztwie i w parafii. Rozwijanie wyczucia, jak być słuchaczem, który poświęca uwagę innym ludziom, będzie waszym wyróżnikiem, jako osoby, której ludzie szukają i którą doceniają.
A teraz dochodzimy do momentu, w którym modlitwa staje się istotną częścią waszej pracy jako oblatów. Po wysłuchaniu kogoś, poświęćcie czas na rozmowę z tym kimś. Tu są dwa sposoby na wejście w zasadniczą modlitwę:
- Zaproś rozmówcę do modlitwy razem z tobą, najlepiej jakiejś prostej, jak Ojcze Nasz lub Zdrowaś Maryjo. Te obie modlitwy można znaleźć w Piśmie Świętym; pozwól niech moc Słowa Bożego działała w sercu tej osoby. Albo możesz zaprosić tę osobę, aby pomodliła się własnymi słowami. Lecz sugerowałbym, żebyście modlili się spontanicznie tylko wtedy, gdy czujecie się z tym komfortowo.
- Po zakończeniu spotkania, pomódl się za tę osobę. Uwierz, że twoja modlitwa będzie miała wpływ na jej życie. Oddaj ją w ręce Boga i pozwól, by Duch Święty prowadził ją właściwymi drogami. A potem nadal módl się za nią. Kiedy ludzie proszą mnie o modlitwę za nich, automatycznie umieszczam ich na liście osób, za które się modlę, tworząc więź modlitewną z nimi. Powiedz, że będziesz o nich pamiętać w swoich modlitwach.
Odpowiadam na wasze dwa finalne pytania, choć trochę martwię się, czy nie rozczaruję was swoją odpowiedzią. Pamiętajcie, że jestem mnichem, a nie pracownikiem socjalnym. Pierwsze: jak oblaci na całym świecie mogą jednoczyć się, aby wspierać się nawzajem w życiu benedyktyńskim charyzmatem po zakończeniu Kongresu? Sugerowałbym, abyście pozostawali blisko klasztorów, których jesteście oblatami. Bądźcie znani jako ktoś, do kogo mnisi i mniszki mogą się zwrócić, jak do prawdziwych pomocników, jako do tych, którzy stoją przy nich jako ludzie modlitwy i wiary, jako ambasadorowie pojednania. Inspirujcie się nawzajem w różnorodnych działaniach, które mogą mieć miejsce w waszym klasztorze, waszej parafii, pomiędzy sobą. Zamiast myśleć globalnie, myślcie lokalnie – możecie zmieniać rzeczywistość na lepszą tu, gdzie jesteście.
Drugie pytanie: „Jakie jest twoje wezwanie do działania dla oblatów na całym świecie?” Myślę, że ważne jest, by w życiu oblata widzieć różnicę między „działaniem” a „byciem”. Co jest ważniejsze? Myślę, że „bycie” jest najważniejsze, ponieważ angażuje ono twój osobisty rozwój jako kogoś, kto jest przedłużeniem wspólnoty zakonnej – to znaczy, że ludzie widzą cię, jako osobę wiary, oddaną służbie tej wspólnocie zakonnej. Twoja służba wypływa z twojej wiary i miłości do tej wspólnoty. Jako oblaci wspólnot, bądźcie ludźmi, których życie rezonuje pojednaniem – gdziekolwiek jesteście i cokolwiek robicie.
Zakończę tak, jak zacząłem, inspirując się słowami św. Pawła: „Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił na posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem! On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą.” (2 Kor 5,17-21).
Rzym, 14 września 2023 r.
Tłumaczenie:
Stanisława Bukowicka,
oblatka warszawskiego klasztoru benedyktynek-sakramentek