Środa, 16 sierpnia 1944
Niebezpieczeństwo ogromne, Niemcy wyraźnie zawzięli się na nasz klasztor i kościół, aby je doszczętnie zniszczyć. Puszczają wielkie ilości bomb zapalających i rujnujących, że po prostu nie sposób wytrzymać. Dół już cały spalony i zrujnowany, krowy zabrało wojsko, świnki się popaliły. Rano w czasie Mszy św. rozpoczął się znów obstrzał nowicjatu i westiarni, pomimo bohaterskich wysiłków naszych sióstr nie zdołałyśmy uratować nowicjatu, którego strych i galeria w kilku miejscach naraz się zapaliły. Jednocześnie zapaliły się cele nad westiarnią, Sądząc, iż cały klasztor ulegnie spaleniu, trzeba było pomyśleć o ratowaniu sióstr i najpotrzebniejszych rzeczy. Poczciwy O. Hrynaszkiewicz pobiegł na poszukiwanie schronu dla Matki Wielebnej i Zgromadzenia. Powrócił wkrótce z wiadomością, że na ul. Freta przy kościele Dominikanów, szarytki ofiarowują schronienie dla Matki Wielebnej i paru zakonnic. Nie czekając dłużej Nasza Przewielebna Matka w otoczeniu gromadki sióstr wyruszyła we wskazanym kierunku. Prędko rozdano siostrom ich kenkarty i tłumoczki. Pierwszy wyszedł O. Leonard, unosząc Pana Jezusa na piersiach. Za nim Matka Wielebna, prowadzona przez S. Czesławę z S. Celestyną. Potem nieznacznie niewielkie grupki zakonnic wysuwały się z bramy klasztornej, przebiegając po gruzach i przez dziury w murach przedzierając się na Freta. Jednak szpiedzy niemieccy nas zauważyli i niejedna salwa karabinowa padła w naszą stronę, nie wyrządzając nam jednak żadnej krzywdy. W ten sposób zostały przeprowadzone na Freta wszystkie starsze Matki. M. Kazimierę przeniosłyśmy w koszu od bielizny, a M. Innocentę w kociołku[1]. SS. Szarytki przygarnęły Matkę Wielebną do najlepszej piwnicy, jaką miały, i w której same wraz z dziećmi i służbą się ulokowały. Była to chlewnia i kurnik zarazem. Hałas i zaduch był niemożliwy, ale nie było wyboru. Usadowiłyśmy Matkę Wielebną jak można było najlepiej na przyniesionej pościeli ułożonej na klepisku. Znalazł się jeszcze fotel dla S. Magdaleny i jakieś tłumoczki dla S. Jadwigi. Na więcej zakonnic pomieszczenia w piwnicy już nie było, więc SS. Szarytki umieściły je w przechodnim parterowym pokoiku, obok wojska. Pokoik miał wprawdzie mury metrowe, ale nie dawał bezpieczeństwa. Siostry jednak były zadowolone, że mogą większą część dnia spędzać w kościele (dotychczas nieuszkodzonym) na adoracji albo przy trumnie św. Andrzeja Boboli przyniesionej tu ze Świętojańskiej i umieszczonej w bocznej kaplicy. Także sąsiedztwo dzielnego i pełnego zapału wojska AK dodaje siostrom odwagi. I oni są bardzo zadowoleni z naszego przybycia: „Siostry będą się modlić, a my bić, wszystko pójdzie doskonale!” – powtarzają serdecznie.
Jednak część młodych sióstr i nowicjat pod wodzą nieustraszonej M. Mistrzyni nie chciały opuścić klauzury. Rozbitym więc oknem refektarskim wyskoczyły do ogrodu i schowały się za skarpy i zrujnowaną kapliczkę M. Bożej. Dzielna Matka Mistrzyni projektowała, że z nastaniem nocy przesuną się nieznacznie na zgliszcza spalonego budynku gospodarczego i tam w gruzach przesiedzą czas potrzebny do spalenia się całego klasztoru. Tymczasem jednak pociski niemieckie waliły bez końca i pozostawanie w ogrodzie zdaniem samych powstańców było szaleństwem i narażaniem się na pewną śmierć. Trzeba było użyć podstępu i powiedzieć, że Matka Wielebna każe siostrom opuścić ogród. Na głos posłuszeństwa natychmiast Matka [Mistrzyni] usłuchała i powróciła z siostrami do klasztoru. Wobec tego, że pożar szerzył się powoli uradziłyśmy, że jeszcze tę noc reszta Zgromadzenia może spędzić w jego murach, a nazajutrz będziemy szukać schronienia. Wszystkie zapasy, aby nie uległy spaleniu, Matka Wielebna oddała wojsku, co zostało naturalnie entuzjastycznie przyjęte. Biedne żołnierzyki od czasu zatopienia Stawek przez Niemców, cierpią głód[2], a apetyty maja kolosalne.
_____________________________
[1] Obie te siostry były ciężko chore.
[2] Na Stawkach znajdowały się niemieckie magazyny żywności i odzieży, z których korzystali powstańcy dopóki nie przeszły ponownie w ręce Niemców.